“Come
away with me and we'll kiss
On a
mountaintop
Come
away with me
And
i'll never stop loving you”
http://www.youtube.com/watch?v=QKEuOO0lQPc
- Kofler, co tu się dzieje?!- usłyszałam męski głos,
dobiegający zza moich pleców, którego dźwięk zawsze niezwykle mnie irytował. Kiedy
odwróciłam wzrok, momentalnie puszczając dłoń Andreasa, moje oczy utkwiły w
szelmowskim uśmieszku Schlierenzauera.
- To znowu ty!- dodał, wkładając ręce do kieszeni brązowej
kurtki.
„My się chyba nie polubimy, blond-kolego.”- pomyślałam,
spoglądając na niego w sposób, który bynajmniej nie należał do uprzejmych.
Gregor również nie wysilał się stwarzaniem pozorów sympatii, jaką miałby
rzekomo mnie darzyć. Kofler w cale nie wydawał się być zmieszany, wręcz
przeciwnie. Przeprosił mnie na chwilkę, chwycił Gregora za kurtkę i oddalił się
wraz z nim na kilka metrów. Ich rozmowa była bardzo krótka. Skoczkowie
wymienili ze sobą jedynie kilka zdań, po czym Schlierenzauer wyszarpał się z
uścisku Koflera, odwrócił się napięcie i z miną rozgniewanego dzieciaka,
podążył w stronę Bergisel.
- Wszystko w porządku?- zapytałam nieco zmieszana zaistniałą
sytuacją.
- Jak najbardziej.- odpowiedział Andi, lekko się
uśmiechając, po czym nonszalancko puścił mi oczko.
- Na mnie takie „triki” nie działają.- powiedziałam
wystawiając mu język.
- O nie!- powiedział Kofler, śmiejąc się niczym małe
dziecko. Ja nie byłam mu dłużna. Andi chwycił mnie w swoje objęcia i zaczął
gilgotać. Broniłam się z całych sił, ale skoczek był silniejszy i o wiele
bardziej odporny na gilgotki. Niemal położyłam się na chodniku, próbując mu
uciec. Od długotrwałego śmiechu zaczęły boleć mnie mięśnie brzucha.
- Andi! Nie wytrzymam! Puść mnie, proszę! Wygrałeś!-
krzyczałam zdyszana, nie przestając chichotać. Skoczek rzeczywiście zaprzestał
swych tortur, lecz nadal pozostałam w jego silnym uścisku. Powoli wyrównywałam
swój niespokojny oddech i przestawałam śmiać się, jak szalona ośmiolatka. Cały
czas patrzyłam w piękne oczy Kofiego, którego twarz przybrała teraz inny
wygląd. Jego rysy wydawały się być jeszcze bardziej męskie, usta pełniejsze, a
spojrzenie tak głębokie.. Andreas dotknął dłonią mego policzka, potem ust. Tym
razem to ja go pocałowałam. Po krótkiej chwili odsunęłam swe wargi od jego
twarzy, wpatrując się w lśniące tęczówki skoczka. Kofi uśmiechnął się w znany
tylko jemu sposób, po czym powiedział:
- Mam dla ciebie niespodziankę.
Szliśmy w stronę skoczni, trzymając się za ręce. Na chwilę przestał
sypać śnieg. Mgliste światło latarni oświetlało drogę do Bregisel. W tle
słychać było jazzband, grający w jednej z tamtejszych kawiarni. Klimat panujący
w Innsbrucku sprawiał, że czułam się tam wyjątkowo dobrze. Myślałam o tym, że
mogłabym kiedyś zamieszkać w tym niesamowitym mieście. Wyobrażałam sobie mroźne
poranki spędzane w pobliskich kafejkach. Czytałabym wtedy książki, popijając
ulubione macchiato. Marzenia są takie cudowne lecz zarazem utopijne..
- O czym myślisz? Wydaje mi się, myślami jesteś gdzieś
daleko stąd.- powiedział Andreas, przyglądając mi się pytająco.
- Wręcz przeciwnie. Podziwiam piękno tego miasta i
zastanawiam się..- przerwałam, nie chcąc zdradzić moich fantazyjnych myśli.
- Zastanawiasz się nad?- kontynuował Kofi, unosząc lekko swe
brwi.
- Nieważne. Uwielbiam Innsbruck!- powiedziałam, tajemniczo
się uśmiechając.
- Spokojnie. Najpiękniejsze widoki jeszcze przed tobą.-
stwierdził skoczek, prezentując uśmiech w stylu „mam coś w zanadrzu”. Tym razem
to ja uniosłam pytająco brwi, zastanawiając się nad tym, co on właściwie
kombinuje.
Staliśmy przed
wejściem na skocznię. Było już dosyć późno, więc brama była już zamknięta.
Bergisel oświetlały latarnie oraz ogromny księżyc, znajdujący się tuż nad nią.
Gdybym tylko umiała rysować, zapewne wyciągnęła bym wtedy swój szkicownik i
spróbowała przenieść na papier ten uroczy widok.
- No to kto wspina się jako pierwszy?- zapytał Kofi, patrząc
na mnie śmiertelnie poważnie.
- Czekaj, czekaj.. Czegoś tu nie rozumiem. Chcesz, abyśmy
przeskoczyli przez tę bramę?- odpowiedziałam, zastanawiając się czy to tylko
żart, czy może Andreas ma po prostu nie po kolei w głowie.
- Owszem. I zrobimy to.- stwierdził, opierając się o pokryte
śniegiem ogrodzenie.
- Andi, nie możemy tego zrobić! Złamiemy prawo! Chcesz
wylądować w więzieniu przed Turniejem Czterech Skoczni?- zapytałam oburzona
jego szalonym pomysłem.
- Spokojnie. Zaufaj mi, dobrze? Obiecuję, że wszystko się
uda. Nie psuj mi niespodzianki. Proszę..- po spojrzeniu w jego szklące się oczy
wiedziałam, że nie będę potrafiła mu odmówić.
Z pomocą Kofiego wdrapałam się na sam szczyt bramy, po czym
zeskoczyłam na oblodzoną kostkę, tracąc równowagę i przewracając się na jedną z
najmiększych części mojego ciała (czyt. pupa). Oczywiście Andi nie ukrywał, że
ta sytuacja bardzo go rozbawiła.
- Bardzo śmieszne! To twoja wina.- powiedziałam, udając
złość, ale już kilka sekund później sama zaczęłam śmiać się z własnej
„zwinności”.
- Teraz twoja kolej, panie „wszystko się uda”.-
powiedziałam, ironicznie się uśmiechając.
Andreas oczywiście świetnie sobie poradził, w końcu to
SKOCZEK. Po wylądowaniu na kostce lekko otrzepał rękawy swojej kurtki, dając mi
do zrozumienia, że był to dla niego przysłowiowy „pikuś”. Jego zachowanie
podczas naszych spotkań było zawsze bardzo zabawne. Nigdy nie spodziewałabym
się, że tak utytułowany sportowiec ma do siebie tyle dystansu i potrafi
podchodzić do życia w humorystyczny sposób. Kofi coraz bardziej mi imponował.
Było w nim coś, czego nie jestem w stanie dokładnie określić- idealna mieszanka
pewności siebie, poczucia humoru, męskości, ale jednocześnie chłopięcej
naiwności i dobroci.
- Mała rozgrzewka już za nami. Teraz czas na ostry trening. Chcesz
się wyścigowa, kto pierwszy dobiegnie na górę?- i właśnie wtedy cały czar
prysnął.
- Słucham?! Na jaką górę?! Chyba nie chcesz powiedzieć, że
mam…- zamilkłam z niedowierzaniem.
- Właśnie to chcę powiedzieć. Wspinamy się na Bergisel. To
tylko kilka schodów, Lena.
- Kilka?! O nie, nie, nie. Ja się nigdzie nie wybieram. Tak
w ogóle to nie powinno nas tutaj być.- dodałam, szukając nowych argumentów, aby
wybić ten jakże „cudowny” pomysł Kofiemu z głowy.
- Lena, proszę.. Nie psuj mi niespodzianki. Zobaczysz, nie
będziesz tego żałować! Obiecuję! Najwyżej cię wyniosę.- i popatrzył na mnie tym
swoim wzrokiem, od którego momentalnie uginają mi się nogi. „Chyba nie potrafię
być asertywna.”- pomyślałam, odpowiadając:
- No dobra. Niech ci będzie.- odpowiedziałam niby
mimochodem, lecz naprawdę miałam ochotę go przytulić tak mocno, jak tylko
potrafię i powiedzieć- „pójdę za tobą wszędzie, gdzie tylko zechcesz”. To
byłoby jednak mega przesłodzone i oklepane, więc postanowiłam się powstrzymać. Sama
nie wierzę, że taki pomysł mógł mi w ogóle przejść przez myśl. Jedno było
pewne- zaczynałam tracić dla niego głowę, co było jednocześnie bardzo
podniecające, lecz zarazem nieco przerażające.
* * *
Sezon trwa od dawna, a Andi spisuje się wprost wyśmienicie!! Mam nadzieję, że szczyt jego formy przypadnie na Turniej Czterech Skoczni. Zapraszam do czytania i komentowania :)
Wesołych Świąt i wspaniałego sylwestra :*