wtorek, 18 grudnia 2012

Enchanted

“Come away with me and we'll kiss
On a mountaintop
Come away with me
And i'll never stop loving you”

http://www.youtube.com/watch?v=QKEuOO0lQPc

- Kofler, co tu się dzieje?!- usłyszałam męski głos, dobiegający zza moich pleców, którego dźwięk zawsze niezwykle mnie irytował. Kiedy odwróciłam wzrok, momentalnie puszczając dłoń Andreasa, moje oczy utkwiły w szelmowskim uśmieszku Schlierenzauera.
- To znowu ty!- dodał, wkładając ręce do kieszeni brązowej kurtki.
„My się chyba nie polubimy, blond-kolego.”- pomyślałam, spoglądając na niego w sposób, który bynajmniej nie należał do uprzejmych. Gregor również nie wysilał się stwarzaniem pozorów sympatii, jaką miałby rzekomo mnie darzyć. Kofler w cale nie wydawał się być zmieszany, wręcz przeciwnie. Przeprosił mnie na chwilkę, chwycił Gregora za kurtkę i oddalił się wraz z nim na kilka metrów. Ich rozmowa była bardzo krótka. Skoczkowie wymienili ze sobą jedynie kilka zdań, po czym Schlierenzauer wyszarpał się z uścisku Koflera, odwrócił się napięcie i z miną rozgniewanego dzieciaka, podążył w stronę Bergisel.
- Wszystko w porządku?- zapytałam nieco zmieszana zaistniałą sytuacją.
- Jak najbardziej.- odpowiedział Andi, lekko się uśmiechając, po czym nonszalancko puścił mi oczko.
- Na mnie takie „triki” nie działają.- powiedziałam wystawiając mu język.
- O nie!- powiedział Kofler, śmiejąc się niczym małe dziecko. Ja nie byłam mu dłużna. Andi chwycił mnie w swoje objęcia i zaczął gilgotać. Broniłam się z całych sił, ale skoczek był silniejszy i o wiele bardziej odporny na gilgotki. Niemal położyłam się na chodniku, próbując mu uciec. Od długotrwałego śmiechu zaczęły boleć mnie mięśnie brzucha.
- Andi! Nie wytrzymam! Puść mnie, proszę! Wygrałeś!- krzyczałam zdyszana, nie przestając chichotać. Skoczek rzeczywiście zaprzestał swych tortur, lecz nadal pozostałam w jego silnym uścisku. Powoli wyrównywałam swój niespokojny oddech i przestawałam śmiać się, jak szalona ośmiolatka. Cały czas patrzyłam w piękne oczy Kofiego, którego twarz przybrała teraz inny wygląd. Jego rysy wydawały się być jeszcze bardziej męskie, usta pełniejsze, a spojrzenie tak głębokie.. Andreas dotknął dłonią mego policzka, potem ust. Tym razem to ja go pocałowałam. Po krótkiej chwili odsunęłam swe wargi od jego twarzy, wpatrując się w lśniące tęczówki skoczka. Kofi uśmiechnął się w znany tylko jemu sposób, po czym powiedział:
- Mam dla ciebie niespodziankę.
Szliśmy w stronę skoczni, trzymając się za ręce. Na chwilę przestał sypać śnieg. Mgliste światło latarni oświetlało drogę do Bregisel. W tle słychać było jazzband, grający w jednej z tamtejszych kawiarni. Klimat panujący w Innsbrucku sprawiał, że czułam się tam wyjątkowo dobrze. Myślałam o tym, że mogłabym kiedyś zamieszkać w tym niesamowitym mieście. Wyobrażałam sobie mroźne poranki spędzane w pobliskich kafejkach. Czytałabym wtedy książki, popijając ulubione macchiato. Marzenia są takie cudowne lecz zarazem utopijne..
- O czym myślisz? Wydaje mi się, myślami jesteś gdzieś daleko stąd.- powiedział Andreas, przyglądając mi się pytająco.
- Wręcz przeciwnie. Podziwiam piękno tego miasta i zastanawiam się..- przerwałam, nie chcąc zdradzić moich fantazyjnych myśli.
- Zastanawiasz się nad?- kontynuował Kofi, unosząc lekko swe brwi.
- Nieważne. Uwielbiam Innsbruck!- powiedziałam, tajemniczo się uśmiechając.
- Spokojnie. Najpiękniejsze widoki jeszcze przed tobą.- stwierdził skoczek, prezentując uśmiech w stylu „mam coś w zanadrzu”. Tym razem to ja uniosłam pytająco brwi, zastanawiając się nad tym, co on właściwie kombinuje.
   Staliśmy przed wejściem na skocznię. Było już dosyć późno, więc brama była już zamknięta. Bergisel oświetlały latarnie oraz ogromny księżyc, znajdujący się tuż nad nią. Gdybym tylko umiała rysować, zapewne wyciągnęła bym wtedy swój szkicownik i spróbowała przenieść na papier ten uroczy widok.
- No to kto wspina się jako pierwszy?- zapytał Kofi, patrząc na mnie śmiertelnie poważnie.
- Czekaj, czekaj.. Czegoś tu nie rozumiem. Chcesz, abyśmy przeskoczyli przez tę bramę?- odpowiedziałam, zastanawiając się czy to tylko żart, czy może Andreas ma po prostu nie po kolei w głowie.
- Owszem. I zrobimy to.- stwierdził, opierając się o pokryte śniegiem ogrodzenie.
- Andi, nie możemy tego zrobić! Złamiemy prawo! Chcesz wylądować w więzieniu przed Turniejem Czterech Skoczni?- zapytałam oburzona jego szalonym pomysłem.
- Spokojnie. Zaufaj mi, dobrze? Obiecuję, że wszystko się uda. Nie psuj mi niespodzianki. Proszę..- po spojrzeniu w jego szklące się oczy wiedziałam, że nie będę potrafiła mu odmówić.
Z pomocą Kofiego wdrapałam się na sam szczyt bramy, po czym zeskoczyłam na oblodzoną kostkę, tracąc równowagę i przewracając się na jedną z najmiększych części mojego ciała (czyt. pupa). Oczywiście Andi nie ukrywał, że ta sytuacja bardzo go rozbawiła.
- Bardzo śmieszne! To twoja wina.- powiedziałam, udając złość, ale już kilka sekund później sama zaczęłam śmiać się z własnej „zwinności”.
- Teraz twoja kolej, panie „wszystko się uda”.- powiedziałam, ironicznie się uśmiechając.
Andreas oczywiście świetnie sobie poradził, w końcu to SKOCZEK. Po wylądowaniu na kostce lekko otrzepał rękawy swojej kurtki, dając mi do zrozumienia, że był to dla niego przysłowiowy „pikuś”. Jego zachowanie podczas naszych spotkań było zawsze bardzo zabawne. Nigdy nie spodziewałabym się, że tak utytułowany sportowiec ma do siebie tyle dystansu i potrafi podchodzić do życia w humorystyczny sposób. Kofi coraz bardziej mi imponował. Było w nim coś, czego nie jestem w stanie dokładnie określić- idealna mieszanka pewności siebie, poczucia humoru, męskości, ale jednocześnie chłopięcej naiwności i dobroci.
- Mała rozgrzewka już za nami. Teraz czas na ostry trening. Chcesz się wyścigowa, kto pierwszy dobiegnie na górę?- i właśnie wtedy cały czar prysnął.
- Słucham?! Na jaką górę?! Chyba nie chcesz powiedzieć, że mam…- zamilkłam z niedowierzaniem.
- Właśnie to chcę powiedzieć. Wspinamy się na Bergisel. To tylko kilka schodów, Lena.
- Kilka?! O nie, nie, nie. Ja się nigdzie nie wybieram. Tak w ogóle to nie powinno nas tutaj być.- dodałam, szukając nowych argumentów, aby wybić ten jakże „cudowny” pomysł Kofiemu z głowy.
- Lena, proszę.. Nie psuj mi niespodzianki. Zobaczysz, nie będziesz tego żałować! Obiecuję! Najwyżej cię wyniosę.- i popatrzył na mnie tym swoim wzrokiem, od którego momentalnie uginają mi się nogi. „Chyba nie potrafię być asertywna.”- pomyślałam, odpowiadając:
- No dobra. Niech ci będzie.- odpowiedziałam niby mimochodem, lecz naprawdę miałam ochotę go przytulić tak mocno, jak tylko potrafię i powiedzieć- „pójdę za tobą wszędzie, gdzie tylko zechcesz”. To byłoby jednak mega przesłodzone i oklepane, więc postanowiłam się powstrzymać. Sama nie wierzę, że taki pomysł mógł mi w ogóle przejść przez myśl. Jedno było pewne- zaczynałam tracić dla niego głowę, co było jednocześnie bardzo podniecające, lecz zarazem nieco przerażające. 

                   *                  *                  *
Sezon trwa od dawna, a Andi spisuje się wprost wyśmienicie!! Mam nadzieję, że szczyt jego formy przypadnie na Turniej Czterech Skoczni. Zapraszam do czytania i komentowania :)
Wesołych Świąt i wspaniałego sylwestra :*

piątek, 24 sierpnia 2012

This touch


“Even after all this time, nothing else I ever find
In this whole wide world can shake me like you do”


-Ałć!- krzyknęłam, dostając w głowę narciarską rękawiczką, od siedzącej kilka miejsc za mną, Julki. W autobusie panowała cisza. Andreas dał nam niezły wycisk, więc większość osób po prostu zasnęła, lub nie miała sił na głośne rozmowy. Pomimo ogromnego wysiłku, nie czułam zmęczenia. Wpatrywałam się w krajobraz za oknem, rozmyślając o tym, co stało się na stoku. Moje ciało drżało na samą myśl o pocałunku Kofiego. Będąc przy nim, zapominam o wszystkich problemach, porażkach, niepowodzeniach. Czuję się szczęśliwa- prawdziwie szczęśliwa. Wiem, że prawie w ogóle nie znam Andreasa, ale patrząc w jego oczy, mam wrażenie, że spotykamy się od zawsze. Swoją drogą, jest to dosyć dziwne uczucie.. Spoglądasz na kogoś, kogo spotkałaś kilka dni temu, a wiesz, że mogłabyś spędzić z nim cały swój czas. Chcesz być jak najbliżej jego ciała, słuchać wypowiadanych w pośpiechu słów, patrzeć na jego gesty. Gdy zamykam oczy, widzę jego szczery, zabawny uśmiech, który wnosi do mego życia wiosnę, choć na dworze panuje minusowa temperatura. Przypominając sobie ten obraz, mimowolnie zaczynam się uśmiechać. Jednak kilka chwil później nadchodzi fala smutku i rozgoryczenia, bo przecież nigdy nie będziemy mogli być naprawdę razem. Jego zawód, wiek, związek.. Jesteśmy skazani na porażkę.
-Lena, wszystko okej?- zapytała Julka, siadając obok mnie i chwytając mnie za rękę. Na jej zarumienionej twarzy wypisane było szczere zmartwienie.
-Cały czas na ciebie patrzę i widzę, że coś cię gryzie. Jeszcze kilka chwil wcześniej się uśmiechałaś, a teraz po twoich policzkach spływają łzy. Co się dzieje, kochanie?
-Julka, muszę ci o czymś powiedzieć. Sama chyba sobie z tym nie poradzę. Możemy porozmawiać w hotelu?- patrzyłam, jak mina przyjaciółki stopniowo zmienia się w zatroskany uśmiech. Julia mocniej przycisnęła moją dłoń, mówiąc:
-Oczywiście. A teraz posłuchaj The Kooks i się trochę rozluźnij. Proszę.- powiedziała, przekazując mi swój srebrny iPhone. Włożyłam do uszu białe słuchawki. „Do you want to go to the seaside?”- śpiewałam w myślach, rozkoszując się widokiem padającego na dworze śniegu. Być może piosenka nie wpasowała się idealnie w zimowy klimat, ale ta melodia zawsze wzbudza we mnie pozytywne emocje. Julka dobrze o tym wie. Ona wie wszystko! Zna mnie lepiej, niż ktokolwiek inny.
-Lenka, chyba dostałaś jakąś wiadomość.- powiedziała przyjaciółka.
Zastanawiam się, o czym teraz myślisz. Pewnie masz mnóstwo zajęć i zero czasu na przemyślenia. Ja myślę o Tobie. Wiem, że to wszystko  tak  szybko się dzieje, ale nie chcę nic zmieniać. Zależy mi na Tobie, Lena.                                                                                           Andi

Ten dzień był niesamowity, ale chyba powinniśmy porozmawiać. Nie chciałabym, abyśmy się źle zrozumieli, dlatego taka rozmowa jest nam potrzebna. Co robisz dziś wieczorem ok. 19:00?
                                                                        Lena
Nie wiem, dlaczego to napisałam. Chyba po prostu nie chciałam znowu zostać zraniona. Będzie lepiej, jeśli powiem mu, że traktuję to tylko jako przygodę. Przecież oboje żyjemy w innych światach. Nie mamy szans na wspólną przyszłość, więc powinniśmy wytyczyć sobie granice. Obawiam się tylko, że jest już za późno, aby powiedzieć sobie „stop”. To, co czuję do Kofiego zupełnie różni się od tego, co powinnam do niego czuć. Nie wiem, czy potrafię oszukiwać samą siebie. Życie to nie bajka, gdzie wszystko kończy się happy endem. Muszę się z tym pogodzić i skończyć z byciem naiwną dziewczynką, patrzącą na świat przez różowe okulary.
    Po powrocie do hotelowego pokoju, jako pierwsza zajęłam łazienkę. Chciałam wziąć gorący prysznic, poczuć krople wody na mojej twarzy i choć na moment zapomnieć o całym świecie. Pomimo tego, że bałam się przebiegu planowanej rozmowy z Kofim, miałam niesamowicie dobry nastrój! Czułam ciepło wewnątrz mego ciała. Chciałam krzyczeć z radości! „Może ja już całkiem zwariowałam?!”- zastanawiałam się, myjąc włosy szamponem o zapachu limonki i jabłka. Często nie rozumiałam samej siebie, ale w takim stanie jeszcze nie byłam! Nie chciałam myśleć. Miałam ochotę pobiec pod skocznię z mokrymi włosami, znaleźć Andiego i go pocałować. Po prostu. Bez dramatów i rozważań.
   Kiedy weszłam do pokoju, przeczytałam wiadomość od Kofiego.
Zaskoczyłaś mnie tą wiadomością. Wieczorem jestem wolny. Spotkajmy się o 19:00 przed twoim hotelem.                                                                                    Andi
„Może niepotrzebnie napisałam mu o tej rozmowie? Może to jeszcze nie czas?”- zastanawiałam się, patrząc na sms’a od skoczka. Jedno było pewne- za półtorej godziny mam randkę z Andreasem, więc muszę doprowadzić się do porządku. Randkę (?!)- sama nie wierzę, że tak to nazwałam.. I znów nie porozmawiam z Julką! Ahhh.. Zrobię to po powrocie.
-Wychodzisz gdzieś?- zapytała Julia, patrząc na zakładany przeze mnie złoty zegarek.
-Tak. To ma związek z tym, o czym chcę z tobą porozmawiać. Po moim powrocie spokojnie wszystko obgadamy, okej?- zapytałam przyjaciółki, poprawiając ułożone wcześniej włosy.
-Jasne. Mam tylko nadzieję, że wiesz, co robisz. Martwię się o Ciebie, Lena.
-Niepotrzebnie. Wszystko jest pod kontrolą. Serio.- odpowiedziałam, spoglądając wprost w szklące się oczy Julki.
-O już 19:00?! Muszę lecieć. Nie wrócę zbyt późno. W razie czego mnie kryj.- ubrałam płaszcz, szalik i rękawiczki, po czym podeszłam do Julii, aby dać jej buziaka na pożegnanie.
-Uważaj na siebie.- powiedziała, troskliwie się do mnie uśmiechając. Odwzajemniłam uśmiech i wyszłam na korytarz.

-Spóźniła się Pani aż 2 minuty! Niewybaczalne!- powiedział Andi, udając karcącą minę.
-Przepraszam za me roztargnienie.- Odpowiedziałam, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Co powiesz na mały spacer obok Bergisel?- szepnął delikatnie, dotykając ustami mojego ucha. Poczułam dreszcz, przeszywający moje ciało. Nie było to jednak uczucie, które znałam wcześniej, wręcz przeciwnie- zupełnie nowe doznanie. Jak gdyby drobne krople wody zraszały całe moje ciało.
-Jestem za.- odpowiedziałam, patrząc wprost w zielonkawe tęczówki Andreasa.
Idąc w stronę skoczni dużo rozmawialiśmy. Poruszaliśmy przeróżne tematy, począwszy od mojej szkoły, skończywszy na prababci Andiego. Kofi opowiadał mi o tym, jak rozpoczęła się jego przygoda ze skokami, a ja zanudzałam go wspomnieniami z ubiegłych wakacji. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, robiliśmy głupie miny- po prostu świetnie się bawiliśmy.   Mogłabym rozmawiać z nim godzinami! Przy Andreasie czułam się tak bardzo bezpiecznie..
Idąc po chodniku, minęliśmy parę zakochanych, trzymających się za ręce. Nie byłoby w tym zupełnie nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, iż średnia wieku kochanków wynosiła około 70 lat. Patrząc na tę parę, na naszych twarzach pojawił się łagodny uśmiech, który odwzajemnili mijani przez nas przechodnie. Właśnie wtedy Andi chwycił mnie za rękę, po czym spojrzał wprost w moje oczy. Wszystkie słowa okazały się być zbędne. Bergisel powoli wyłaniała się z poza miejskich budynków. Wiatr grał najpiękniejsze zimowe melodie. Płatki śniegu powoli opadały na ośnieżone ulice. Kofi ścisnął mocniej moją dłoń, po czym wyszeptał:
-Tak właśnie wyobrażam sobie moje szczęście.


czwartek, 26 lipca 2012

My soul belongs to you

“Where my breath as you're moving in
taste you're lips and feel your skin.
When the time comes,baby don't run
Just kiss me slowly.”


   Zanim zdążyłam się obejrzeć, Andi odepchnął się od zbocza stoku i przejechał wprost przed moimi oczami. Poczułam nagły przypływ adrenaliny. Tak bardzo chciałam mu zaimponować. „Trudno. Raz się żyje!”- pomyślałam, patrząc na skok Kofiego, który był naprawdę imponujący.
-Teraz czas na ciebie.- zawołał, czekając dumnie na mój popis.
Wzięłam głęboki oddech, poprawiłam białe gogle i ruszyłam w kierunku Andreasa. Uwielbiam to uczucie, kiedy deska włada moim ciałem, automatycznie wykonującym serie ruchów. Pozwalam sobie wtedy na odrobinę szaleństwa, awangardy. Ogarnia mnie poczucie pewności siebie.
   Coraz szybciej pokonywałam kolejne metry trasy. Lodowaty wiatr muskał moje policzki, a skupione spojrzenie powędrowało w kierunku zbliżającej się skoczni. „Spokojnie, Lena. Nie stresuj się. Powoli, powoli.. i TERAZ!”- pomyślałam, czując przyspieszone bicie mojego serca.
-Wooow!- rozległ się głos w około. Znajomi szybko zapięli swoje deski i zjechali na dół, aby mi pogratulować. Szczerze mówiąc, sama nie wiedziałam, że potrafię skoczyć Backside 180! Byłam z siebie taka dumna. Jednak najwięcej radości sprawił mi widok zaskoczonego Andiego, któremu najwidoczniej bardzo zaimponowałam. Mimo tego, że wewnątrz byłam cała rozdygotana z przypływu tych niesamowitych emocji, nie pozwoliłam, aby ekscytacja przejęła nade mną kontrolę. Chciałam udowodnić Kofiemu, że jestem w stanie zachować zimną krew i sportową postawę. Spoglądałam w jego magnetyczne oczy, rozkoszując się cudownym smakiem sukcesu, gdy nagle straciłam grunt pod nogami i z całym impetem gruchnęłam na pokryty śniegiem stok. Obok mnie słychać było już tylko gromki śmiech i oklaski. Nawet starsze panie Gregusia (wraz z nim na czele ) chichotały, spoglądając w moją stronę. Muszę przyznać, że to musiało wyglądać niezwykle zabawnie. Sama, pomimo bólu w okolicach kości ogonowej, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Lenka! Nie zapomnij, że oprócz skakania musisz również nauczyć się jeździć na desce i, co gorsze, potrafić na niej stać!- skomentował Ksawery, trzymając się za brzuch i umierając ze śmiechu.
Kofi miał łzy w oczach i bynajmniej nie były to łzy smutku i rozpaczy, a Jula leżała na śniegu, chowając swą zarumienioną twarz w dłoniach. Jak to mówią: są wzloty i upadki ;). Andi podał mi swą dłoń, aby pomóc mi wstać.
- Ałaaa.- powiedziałam przez zęby, dotykając bolącego mnie miejsca.
- Wszystko w porządku?- zapytał Kofler z wypisanym na twarzy zmartwieniem.
- Chyba się trochę potłukłam. Nie powiem gdzie.- odpowiedziałam, czując jednocześnie ból i rozbawienie. Po raz kolejny wszyscy zaczęli chichotać i bić mi brawo.
- Gregor!- zawołał Andi. – Przygarnij na chwilkę moją grupę. Muszę się czymś zająć.- powiedział, patrząc w moją stronę.
- Pogięło cię?!- wrzasnął Schlierenzauer.- Nie potrafię poradzić sobie z moimi paniami, a ty chcesz mi jeszcze dołożyć bandę nastolatków?!
- Proszę cię. Wisisz mi przysługę, pamiętasz?- Kofi wymienił z Gregorem porozumiewawcze spojrzenie, po czym Schlieri machnął ręką, zgadzając się na niewygodną dla niego propozycję.
- Nic mi nie jest. To tylko stłuczenie. Za kilka minut mi przejdzie.- powiedziałam, patrząc na nachylonego nade mną Andreasa.
- Te kilka minut spędzimy przy kominku, popijając gorącą herbatę.- Kofler wziął mnie na ręce, ruszając w kierunku oddalonego o kilkanaście metrów drewnianego budynku. Na początku chciałam zaprotestować, lecz kiedy wtuliłam się w jego idealne ramiona, dotknęłam przyjemnie ciepłej szyi, poczułam się tak komfortowo i bezpiecznie.
   W pomieszczeniu panował delikatny nieład. Na sofie leżał brązowy koc oraz wełniana kołdra. Stolik pokrywały sterty motoryzacyjnych i sportowych czasopism, obok których stało kilka kubków z niedopitą kawą, której mocny aromat unosił się po całym pokoju. W kominku delikatnie tliło się drewno, co nadawało temu nieco zaniedbanemu pomieszczeniu przyjemny charakter.
- Nie jest tak źle. Myślałem, że zastaniemy tu większy bałagan.- powiedział Kofi, kładąc mnie na znajdującej się na środku pokoju kanapie.
- Co to za budynek?- zapytałam nieśmiało, zdejmując rękawiczki oraz kask.
- To tak zwane „pomieszczenie awaryjne”. Czasami przesiadują tutaj ratownicy, innym razem instruktorzy. A teraz jesteśmy tu my.- dodał, po czym podszedł do parapetu, na którym znajdował się pełen wody czajnik.
-Herbata? Kawa? Powinna znaleźć się też gorąca czekolada w proszku.
-Herbata wystarczy.- odpowiedziałam, przyglądając się sylwetce skoczka.
Kofi usiadł obok mnie, podając mi kubek gorącego napoju.
-Dzięki.- wyszeptałam, lecz tym razem nie popatrzyłam w jego zielonkawe tęczówki.
-Tak dla wyjaśnienia- powiedział.- Nie miałem zielonego pojęcia, że jesteś jedną z osób, które będę uczył. Byłem bardzo zaskoczony, kiedy zobaczyłem cię tam, na dole.
-W porządku. Cieszę się, że tutaj jesteś. Ze mną..- sama nie mogłam uwierzyć, że powiedziałam to zdanie na głos. Odłożyłam herbatę i nieśmiało popatrzyłam w jego stronę. Siedział nieruchomo, patrząc na moją zarumienioną twarz. Zapanowała głucha cisza, która wydawała się trwać w nieskończoność. Poczułam wytwarzającą się między nami energię, która przyciągała nas ku sobie niczym magnes. Wiedziałam, że wystarczy jeden ruch, znak i...
   Andreas znajdował się coraz bliżej mojego ciała, które bezwładnie osunęło się na kanapę. Jego dłonie wędrowały po moim ciele, pozostawiając na nim uczucie ciepła i pożądania. W spojrzeniu Kofiego widziałam coś, czego nie potrafię, i pewnie nigdy nie będę potrafiła, wyjaśnić. Kiedy nasze usta dzieliła niemal niewidzialna granica, poczułam nierytmiczny oddech skoczka na mej twarzy. Jego miękkie wargi delikatnie musnęły moje- przepełnione pragnieniem, a jednocześnie obfite w strach i niepewność. Nie potrafiłam już dłużej ukrywać swych uczuć. Moje rozgrzane ciepłą herbatą dłonie, dotykały pleców oraz szyi Andiego, przysuwając jego wysportowane ciało coraz bliżej mojego. Łaknące pocałunków usta pewnie przesuwały się po jego męskich, wydatnych wargach. Język skoczka w zniewalający sposób wabił me szaleńcze zmysły. Nigdy wcześniej nie czułam się w ten sposób przy żadnym mężczyźnie. Połączyło nas coś niezwykle intymnego. Nie mam na myśli jedynie pocałunku. Przed Andreasem po raz pierwszy obnażyłam swoją duszę.
                              *               *             * 
Po LGP w Wiśle czuję się, jak nowo narodzona <3 skoczkowie potrafią przelać na kibiców tyyyle niesamowicie pozytywnej energii :) dzięki cudownym wspomnieniom z Malinki powinnam bez problemu, w świetnym humorze wytrwać do rozpoczęcia sezonu zimowego ;D

piątek, 1 czerwca 2012

You're like a drug


“And I'd give up forever to touch you
'Cause I know that you feel me somehow.”

http://www.youtube.com/watch?v=B8UeeIAJ0a0


    Stałam oszołomiona i wpatrzona w jego niesamowite, przepełnione ciepłem tęczówki. Czułam się, jak w amoku. Nogi uginały mi się pod ciężarem własnego ciała. Chciałam, aby ta chwila trwała i trwała.. Pragnęłam już zawsze być tak blisko niego. Czuć dotyk jego męskich dłoni, patrzeć wprost w zielonkawe oczy.. Po raz pierwszy poczułam prawdziwe pragnienie. Pragnienie, które musiałam przezwyciężyć. Nie chciałam, aby sprawy od razu poszły zbyt daleko. Wszystko powinno toczyć się swym własnym, niewymuszonym tempem. Pomimo tych wszystkich rzeczy, które wiem dzisiaj, tego wieczoru nie potrafiłabym się mu oprzeć. Andi o tym wiedział. Czuł to. Potrafił odczytać to z moich oczu, gestów, nawet oddechu. Gdyby tylko chciał mnie wykorzystać, po prostu by to zrobił. Czemu jednak stało się inaczej?
- Powinnaś wracać do znajomych. Na pewno się niepokoją.- powiedział Kofi, brutalnie przerywając ten błogi, magiczny czas. Zmrużyłam powieki, zwilżyłam wysuszone zimowym wiatrem usta i poprawiłam rozwiane włosy. Musiałam uspokoić kołaczące serce i wyrównać niespokojny oddech.
- Tak. Masz rację. Powinnam już wracać.- odpowiedziałam, odsuwając jego dłonie od mego ciała, po czym udałam się w stronę ciemnego korytarza.
- Zaczekaj!- usłyszałam drżący głos Andreasa. Odwróciłam się gwałtownie. Zobaczyłam go stojącego kilka kroków za mną. Jego ręce swobodnie opadały wzdłuż wyrzeźbionego ciała. Wydawał się być bardzo niespokojny. Wyglądał tak,  jakby za chwilę miał stracić coś, co było dla niego bardzo ważne, może nawet najważniejsze. Coś, co nigdy więcej się nie powtórzy, nie powróci..
- Zobaczymy się jeszcze, prawda?- zapytał, patrząc na mnie wciąż w ten sam, niewyjaśniony sposób.
- Miłego wieczoru.- odpowiedziałam, uśmiechając się twierdząco. Na twarzy Andiego również pojawił się młodzieńczy, szczery uśmiech.
   Z każdym krokiem zbliżałam się do przyjaciół, którzy z pewnością czekają na wyjaśnienia, gdzie tak długo się podziewałam. Nie miałam ochoty na sztuczne, kłamliwe opowieści. Chciałam usiąść gdzieś z dala od wypytujących znajomych, tańczących nastolatek i nietrzeźwych chłopaków. Jednak nie mogłam tak po prostu gdzieś się zaszyć, kiedy moja najlepsza przyjaciółka się o mnie martwi. Odnalazłam więc Julkę (wraz z Ksawerym) w ŁAZIENCE. Bynajmniej nie chciałam im przerywać. Powiedziałam tylko, że żyję i wyjaśniłam, gdzie się spotkamy, kiedy skończy się impreza. Po tych kilku słowach, jak najszybciej ulotniłam się z tego kipiącego miłością pomieszczenia, posyłając im wieloznaczny uśmieszek. Przez kolejne kilka minut błąkałam się po klubie, szukając miejsca pozbawionego tłumu ludzi. Usiadłam na granatowej kanapie, jak najdalej od ogromnych głośników. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam zmęczone powieki. Myślałam o Andim. Odkąd pierwszy raz spojrzałam w jego oczy, nie potrafię zając własnych myśli niczym innym. Dzisiejszy bieg wydarzeń jeszcze bardziej „namieszał mi w głowie”. Nie wiem już, jak mam postępować. Gubię się. Być może nadszedł czas, aby powiedzieć o wszystkim Julce? Nie, to nie jest jeszcze odpowiedni moment. Nigdy wcześniej nie znajdowałam się w podobnej sytuacji. Wiedziałam jednak, że przy nikim nie czułam się tak dobrze, jak przy nim. W jego obecności czuję coś, co wcześniej było mi zupełnie obce. Nie wiem jeszcze, jak nazwać to uczucie, ale jest ono niesamowite. Odczuwałam wolność, ciepło, bezpieczeństwo..
   Dwie godziny minęły szybciej, niż mogłam się tego spodziewać. Po imprezie całą grupą wróciliśmy do hotelu. Julka była niezwykle szczęśliwa i rozpromieniona. Ksawery przez całą drogę nie potrafił oderwać od niej wzroku. Chciałabym, aby już zawsze tak między nimi było. Oboje wydawali się być tacy beztroscy.. Po powrocie do mieszkania przez kilka godzin rozmawiałam z Julią. Opowiadała mi o dzisiejszym wieczorze, który na długo zapadnie w jej pamięci. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłyśmy.. Pamiętam tylko tyle, że obie leżałyśmy na moim łóżku i zanim przeniosłyśmy się do krainy snu, zdążyłam jeszcze nastawić budzik.
    Śniła mi się moja babcia, która zmarła dwa lata temu. Zawsze bardzo ją szanowałam i słuchałam jej wszystkich rad. Położyła dłoń na mojej głowie i wyszeptała „Cukiereczku, dobro zawsze przyciąga do siebie dobro.” Mówiąc te słowa, serdecznie się do mnie uśmiechała. Nie wiem, jak to się stało, ale rano obudziłam się pozbawiona wszystkich niepokojów, dotyczących Andiego. Wiedziałam, że powinnam słuchać własnego serca, które jest najlepszym drogowskazem życia.
-Lenka! Szoruj zęby, zakładaj gogle i biegniemy na stok!- krzyknęła Julka, budząc mnie w niezwykle brutalny sposób.
-Czy ty zawsze musisz to robić?- zapytałam z nutką irytacji w głosie.
-Ale co? Kompletnie nie rozumiem co masz na myśli, kochana.- odpowiedziała, szyderczo się uśmiechając, za co dostała poduszką prosto w jej słodki uśmieszek.
-Eeeej! To nie fair!- krzyknęła, odwdzięczając się tym samym.
Po porannej toalecie i dobry śniadaniu pojechaliśmy na stok. Pogoda była wprost znakomita! Pomimo tego, że temperatura na dworze wynosiła jakieś -18 stopni, słońce często wychodziło zza chmur, a wiatr prawie całkowicie ucichł. Na dzisiaj zaplanowane były warsztaty z gościem specjalnym, który jest podobno pasjonatem snowboardu. Po dotarciu na miejsce cała grupa zebrała się obok kasy biletowej, czekając niecierpliwie na tajemniczego trenera.
-O fuck!- powiedziałam ściszonym głosem, chowając twarz w obszernym kapturze kurtki. Jakież było moje zdziwienie, kiedy mym oczom ukazał się sam… ANDREAS KOFLER!
„Co on tu do jasnej cholery robi?! Nie mówił mi nic o tym, że będzie nas szkolił! Jak ja teraz mam się zachowywać? Powinnam udawać, że się nie znamy, czy może wręcz przeciwnie? Co za dzień!”- myślałam, unikając jego wzroku i nieudolnie chowając się za plecami Julki.
-Witam wszystkich. Jestem Andi i będę starał się was czegoś nauczyć. Oczywiście niczego nie gwarantuję, ale mam nadzieje, że jesteście chociaż odrobinę bardziej pojętni, niż grupa mojego kolegi.- powiedział, wskazując na ludzi zjeżdżających ze stoku, a właściwie rozpaczliwie zsuwających się po tafli śniegu. Cała grupa wybuchła śmiechem. Andreas świetnie potrafi łapać z ludźmi kontakt. Mam wrażenie, że od razu przypadł do gustu moim znajomym. Przypatrując się dokładniej ludziom ze stoku, zobaczyłam… Schlierenzauera?! Co tu się dzieje?! To jakiś dzień dobroci dla turystów?! Nie będę ukrywać, zadrżałam na myśl o tym, że to właśnie On mógł zostać nam przydzielony. Na szczęście, panie po pięćdziesiątce chyba polubiły Gregorka..
-Schlieri zawsze miał pecha w rzucaniu monetą.- dodał, śmiejąc się z widoku zrozpaczonego skoczka.
Atmosfera była bardzo przyjazna i luźna. Cały czar rozluźnienia prysnął, kiedy tuż przede mną stanął uśmiechnięty Kofi. Patrząc w moje tęczówki, próbował coś z nich odszyfrować. Być może szukał podpowiedzi, co powinien robić, jak się zachować.. Wydawał się być równie zdezorientowany, jak ja. Delikatnie, niemal niewidocznie pokręciłam głową. Andi od razu zrozumiał tę sugestię, po czym głośno, niemal teatralnie zapytał mnie o imię. Odpowiedziałam pewnym głosem, po czym posłałam mu porozumiewawcze spojrzenie i delikatny uśmiech. Andreas zapoznał się z resztą grupy, po czym udaliśmy się na wyciąg. Cały czas spoglądałam w jego stronę. „Lena, przestań! Gapisz się na niego, jak jakaś wariatka!”- powtarzałam sobie w myślach, lecz po prostu nie potrafiłam przestać zerkać na jego męskie rysy twarzy, urzekający uśmiech i głębokie spojrzenie.
   Wyjechaliśmy na górę.
-A teraz zrobimy coś, co potrafię najlepiej! Troszeczkę sobie poskaczemy.- powiedział łamanym akcentem, szeroko się uśmiechając. Był wyraźnie podekscytowany.
-Mamy jakiegoś ochotnika?- zapytał, kierując swoje spojrzenie w moją stronę.
„Co to, to nie! Wybij sobie to z głowy, Kofi!”- pomyślałam, a na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
-Dodajcie otuchy swojej koleżance.- poprosił znajomych, którzy obdarowali mnie brawami.
„Cholera! Nie tak to miało wyglądać. Kompletnie się przed nim skompromituję!” Nie miałam jednak możliwości zaprotestowania, gdyż Kofi wyciągnął ku mnie swoją dłoń, błagalnie patrząc w moje oczy. Teraz już na pewno nie potrafiłam mu odmówić.

niedziela, 6 maja 2012

What should I think about it?


Hear this voice from deep inside
It's the call of your heart
Close your eyes and you will find
The way out of the dark”

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=1UUYjd2rjsE


   Julka „pochłonęła” obiad w ekspresowym tempie. Była niezwykle przejęta zbliżającą się imprezą. Nie dość, że ze szczegółami zaplanowała własny strój na tą okazję, to określiła jeszcze swoje wymagania względem Ksawerego, który ze spokojem wysłuchał jej długiego monologu na temat kolorów pasujących do jego karnacji. W niektórych momentach trudno było powstrzymać się od śmiechu, widząc przestraszone, błękitne oczy chłopaka. Najwidoczniej lawendowa koszula nie była w jego typie.. Julka jednak nie miała zamiaru się poddawać. W końcu zawarli kompromis- Ksawery zgodził się na ciemne dżinsy i koszulę w niebieską kratkę.
   Nie trudno było się domyślić, że Julka jako pierwsza zarezerwuje łazienkę na kolejne kilkadziesiąt minut (nie określiła dokładnie, ile czasu zajmie jej „robienie się na bóstwo”). Ja tymczasem postanowiłam trochę poleniuchować, kładąc się na mięciutkim łóżku. Pod ręką miałam akurat „Mansfield Park”, więc pomyślałam, że to dobry czas na przeczytanie kolejnego rozdziału. W pewnej chwili usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. „Zapomniałam wczoraj zadzwonić do rodziców! Pewnie to mama wysłała mi karcącego sms’a.”- pomyślałam, wyciągając telefon z kieszeni. Jednak nie była to wiadomość od rodziców, lecz od pewnego miłego skoczka, którym (o dziwo) nie był Andi.
Hej. Tu Thomas. Chciałbym z Tobą porozmawiać. Dzisiaj. Zadzwoń, kiedy będziesz miała chwilkę. Dziękuję za pozdrowienia. Do usłyszenia wkrótce.”- szczerze mówiąc, trochę zdziwiła mnie treść tego sms’a. Postanowiłam jak najszybciej do niego zadzwonić i dowiedzieć się, o co dokładnie chodzi. Rozmawialiśmy ponad 20 minut. Nie była to łatwa konwersacja. Odkładając słuchawkę miałam w głowie kompletny mętlik. Do końca nie wiedziałam, co On właściwie chciał mi powiedzieć. Próbował w delikatny sposób dać mi do zrozumienia, że Kofi ma dziewczynę i powinnam traktować naszą rozpoczynającą się znajomość zupełnie niezobowiązująco. Z drugiej strony mówił o tym, jak wspaniałym człowiekiem jest Andreas i jak wiele potrafi zrobić dla osób, na których mu zależy. Powiedział również, że nie chce się do niczego wtrącać, ani dawać mi żadnych rad, a jedynie poinformować mnie o tym, jak wygląda sytuacja pomiędzy nim a Kirjam, ponieważ według niego zasługuję na szczerość. Kilka razy powtarzał, że Andi twierdzi, iż bardzo ją kocha i jest z nią szczęśliwy. Oprócz rozmowy o Kofim, wspomniał również o dzisiejszym poranku. Mówił, że tylko przez chwile napotkał wzrokiem moje szklące się od łez oczy, lecz po kilku sekundach stracił przytomność. Na koniec dodał jeszcze, że dla niego najważniejsze jest dobro jego przyjaciela, który potrafi odróżnić prawdziwe uczucia od chwilowego zafascynowania. Nie brzmiało to jednak patetycznie, lecz bardzo przyjaźnie. Czułam się zdezorientowana.
   „Dlaczego On w ogóle się o mnie troszczy? Przecież nawet mnie nie zna. Poza tym, z jego przyjacielem nic mnie nie łączy! Dopiero co się poznaliśmy, a Thomas od razu chce mnie uświadamiać o jego prywatnym życiu. Dlaczego? Czemu powiedział mi o Kirjam? O co tu właściwie chodzi?!”- myślałam, stukając paznokciami o parapet.
-Tadaaam!!!- usłyszałam głos Julii, wydobywający się z łazienki. Kiedy popatrzyłam w tamtą stronę, ujrzałam śliczną, zgrabną blondynkę w krwistoczerwonej sukience, opinającej jej kobiece kształty. Jej gładkie, rozpuszczone włosy lśniły swym promiennym blaskiem, a cera wydawała się być wprost nieskazitelna.
- Wyglądasz cudownie! Ksawery wprost zaniemówi z wrażenia, zobaczysz!- przyznałam, wpatrując się w przyjaciółkę. Wyglądała naprawdę niesamowicie.
- Dziękuję. Jesteś taka miła. Teraz oficjalnie łazienka należy tylko do ciebie.- powiedziała, przyjaźnie się uśmiechając.
Zabrałam z szafy przygotowaną wcześniej sukienkę i wszystkie potrzebne mi dodatki, po czym udałam się do krainy piękności (czyt. łazienka). Postawiłam na mocniej podkreślone oczu i delikatny makijaż ust. Rozpuściłam uczesanego rankiem kucyka. Moje ciemnobrązowe, falowane włosy opadały na wąskie ramiona. Moją słowiańską twarz okalały teraz lśniące loki. Kilka minut później byłam już ubrana w moją śnieżnobiałą, dziewczęcą sukienkę, do której dobrałam rajstopy w tym samym kolorze oraz jasnobrązowe dodatki. Chciałam wyglądać naturalnie. Lubię poprzez swój strój wyrażać własną osobowość, która bez wątpienia nie jest wyzywająca i przerysowana.
- Jeszcze tylko kropla ulubionych perfum i powinnam być gotowa.- powiedziałam, otwierając drzwi do pokoju, w którym nie zastałam mojej przyjaciółki. „Pewnie jest u Ksawerego.”- pomyślałam, sprawdzając na komórce godzinę. „Nowa wiadomość.”- przeczytałam. Był to sms od Andiego. Napisał, jest już w klubie, ponieważ nie potrafił spokojnie czekać w domu, chociaż do spotkania pozostała jeszcze cała godzina. Wspomniał również o miejscu, w jakim mamy się spotkać. Będzie na tarasie, znajdującym się na ostatnim piętrze klubu, które nie jest jeszcze oddane do użytku gości. Coraz bardziej się denerwowałam. Nie wiedziałam, czy powinnam porozmawiać z nim o jego związku, o tym wszystkim co powiedział mi Thomas. Ostatecznie zdecydowałam jednak nie poruszać tego tematu. To nie jest odpowiedni czas na tego typu rozmowy. Być może On po prostu chce się zaprzyjaźnić, a Morgi to wszystko nieco wyolbrzymił? Czas pokaże.. Zabrałam mój brązowy płaszcz, szalik oraz rękawiczki i zamknęłam drzwi do pokoju, udając się do mieszkania Ksawerego.
   Autokarowe drzwi powoli się otworzyły, a moim oczom ukazał się pięknie oświetlony klub. Popatrzyłam w górę, lecz najwidoczniej wspomniany przez Koflera taras nie znajdował się w tej części budynku, po stronie której teraz stałam. Weszłam do środka z przyjaciółmi, lecz po kilkunastu minutach musiałam ich opuścić i udać się w poszukiwania Andiego (oczywiście nie mówiąc im, gdzie się wybieram). Zauważyłam schody, prowadzące na górę, lecz nie były one oświetlone. Musiałam poruszać się bardzo powoli, niemal po omacku wyczuwając kolejne stopnie. Nagle usłyszałam męski głos:
- Lena, czy to ty?
- Tak. To ja.
- Podaj mi swoją dłoń.
- Nie mogę.
- Dlaczego nie możesz?
- Hmmmm. Może dlatego, że cię nie widzę?- odpowiedziałam, po czym cały czar prysnął i oboje zaczęliśmy chichotać. Jednak pomimo tego cały czas miałam to dziwne uczucie, które nie pozwalało mi wyrównać niespokojnego oddechu. Tak bardzo uwielbiam jego twardy lecz spokojny głos..
Pokonywałam kolejne schody, chwytając poręczy, dzięki której mogłam stopniowo zbliżać się w stronę Kofiego. W pewnym momencie poczułam czyjeś ciepło. Andreas dotknął mojej dłoni, delikatnie przesuwając swoje ciepłe ręce po moich lodowatych palcach. Nadal dookoła nas panowała kompletna ciemność. Słyszałam jego oddech, wyczuwałam jego zapach..
- Chodź. Chciałbym ci coś pokazać.- szepnął, prowadząc mnie wzdłuż mrocznego korytarza.
- A teraz zamknij oczy.
- Zamknęłam.- odpowiedziałam, trzymając jego dłoń.
Przeszliśmy tak kilka kroków, po czym poczułam zimowy chłód, który niewątpliwie wydobywał się z zewnątrz. „Szkoda, że zostawiłam na dole swój płaszcz.”- pomyślałam, lecz nie to było teraz najważniejsze. Andi pozwolił mi otworzyć oczy.
- Spójrz.- powiedział, opierając moje dłonie o drewnianą balustradę. Moim oczom ukazał się najpiękniejszy widok, jaki mogłam sobie kiedykolwiek wyobrazić. Przede mną rozpościerał się oświetlony niezliczoną ilością latarni Innsbruck, otulony ośnieżonymi Alpami. Zapomniałam o panującej na dworze temperaturze. Chciałam zapamiętać każdy szczegół, każde uczucie, każdy widok..
- Tutaj jest po prostu.. Po prostu magicznie.- wydobyłam z siebie głos zachwytu, odwracając się w stronę stojącego za mną Andreasa. Patrzył wprost w moje brązowe oczy. Znajdował się coraz bliżej mojego ciała, które bezwładnie opierało się o tarasową balustradę. Odgarnął pasmo włosów okalających moją twarz, po czym otworzył usta, aby wydobyć z nich kojący głos.
- Jesteś wyjątkowa.- szepnął. 

 *        *        *
Bez skoków nie jest łatwo.. Kiedy podczas sezonu coś w moim życiu się nie układało, nie wychodziło- miałam skoki, które były najcudowniejszym rozweselaczem. Cieszyłam się nawet widząc Rafała Kota w studiu TVP! Teraz, kiedy jest ciężej niż zwykle skoków nie ma. Ahhhh czekam na lipcowy weekend w Wiśle. Jak się podoba rozdział? Ja sama nie wiem, co o nim myśleć.. Piszcie. Miłego tygodnia.

środa, 4 kwietnia 2012

Deep feelings

“Something in the way.
Something in the way, yeah.


Widząc leżącego na jezdni Thomasa, poczułam się tak cholernie bezradna. Wszyscy wokół mnie biegali w panice, lamentowali, łapali się za głowy, a ja? Ja nie potrafiłam nawet się ruszyć. Ten widok całkowicie sparaliżował moje ciało. Mój wzrok wbity był w reanimowanego przez kilku ratowników medycznych Morgensterna. Z trudem łapałam powietrze, które miało smak rozgoryczenia i paniki. Łzy spływały po moich lodowatych policzkach. Przyłożyłam zmarznięte dłonie do popękanych ust i czekałam.. Czekałam na jakąkolwiek informację, ruch, gest..
- „Mamy go!”- rozległ się twardy, męski głos jednego z ratowników. Był to dla mnie niemal zbawienny znak, którego wyczekiwałam z niewiarygodną nadzieją. Gdy wnoszono Thomasa do karetki, ten lekko się uśmiechnął, jak gdyby chciał powiedzieć wszystkim zebranym: „Nic mi nie jest. Wszystko będzie dobrze.”
Momentalnie poczułam, jak spływa ze mnie cały strach i wszystkie negatywne emocje. Zakręciło mi się w głowie. W takich sytuacjach nie potrafię nad sobą zapanować. Usiadłam na krawężniku ulicy i wybuchłam płaczem. Najczęściej właśnie tak reaguję na tego typu sytuacje. Nie wiem, jak długo tak tam siedziałam, bo kiedy uniosłam głowę, znajdowałam się na ulicy kompletnie sama. Zobaczyłam biegnącą w moim kierunku Julkę. Usiadła obok mnie, obejmując moje wciąż jeszcze rozdygotane ciało. Nie musiała nic mówić, o nic pytać. Po prostu przy mnie była. Tkwiłam w tym przyjaznym uścisku, czując zrozumienie i bezpieczeństwo. „Jak bardzo muszę być dla niej ważna, skoro Julia wspiera mnie o niczym nie wiedząc? Po prostu szanuje moją decyzję. Wiem, jaka musi być tym wszystkim zdezorientowana, a mimo to zawsze mogę na nią liczyć.”- myślałam.
- Dziewczyny, nie chcę przeszkadzać, ale za 10 minut mamy to całe spotkanie zapoznawcze.- powiedział Ksawery, patrząc na nas ze zrozumieniem. Julka uśmiechnęła się do niego i chwyciła chłopaka za rękę. Następnie wyciągnęła drugą dłoń w moją stronę. Szliśmy tak we trójkę, nic nie mówiąc. Nie była to jednak krępująca cisza, lecz owiane ciepłem i zrozumieniem milczenie.
Zajęcia integracyjne były całkiem ciekawe, lecz cały czas myślałam jedynie o Thomasie. Nie potrafiłam skupić się na niczym innym. Zastanawiałam się również, jak na informację o wypadku najlepszego przyjaciela zareagował Andreas. Pewnie jest mu teraz bardzo ciężko. Wpadłam na pomysł, aby napisać mu wiadomość i zapytać o stan zdrowia Morgiego. Wysłałam mu więc z trudem skleconego sms’a, lecz przez kolejne dwie godziny nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.
Dochodziła 12:00, więc musiałam przebrać się w ubrania na deskę, ponieważ wyjście na stok zaplanowane było na 12:30. Nie miałam najmniejszej ochoty na śnieżne wariacje. Najchętniej zostałabym w hotelu i po prostu położyła się spać, aby choć na chwilę zapomnieć o porannym wydarzeniu. Najgorsza była ta nieświadomość.. Nawet w mediach nie udzielano żadnych szczegółów dotyczących stanu zdrowia Thomasa. Zakładając narciarskie spodnie, usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Pobiegłam w stronę parapetu, na którym znajdował się mój telefon. „Otwórz wiadomość”.
Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale cały czas jestem  u Thomasa. Na szczęście nic groźnego się nie stało. Ma jedynie kilka potłuczeń i musi zostać na obserwacji w szpitalu.  Właśnie z nim rozmawiałem i mówił, że ty tam byłaś. Czy to prawda? Widziałaś ten wypadek?
                                                                                A.K.
„Jak to możliwe, że Morgi mnie tam widział? Przecież stracił przytomność i tylko na chwilę otworzył oczy?”- zastanawiałam się, czytając wiadomość od Andiego. Nie chciałam opowiadać mu o tym wszystkim przez telefon, a już na pewno nie przez sms’a i właśnie to mu napisałam. Dodałam jeszcze, że być może kiedyś będziemy mięli okazję na spokojnie o tym porozmawiać i poprosiłam, aby pozdrowił przyjaciela.
- Lena, jesteś gotowa?- zapytała Julka, która stała w drzwiach z deską w ręku.
- Już prawie.- odpowiedziałam, chowając telefon do kieszeni.
Pod wyciąg dotarliśmy autokarem, który przepełniony był różnorakim sprzętem snowboardowym. Na podłodze leżały deski, a na poręczach zawieszone były kaski, rękawiczki oraz ochraniacze. Każdy ze znajdujących się w środku nastolatków był niezwykle szczęśliwy i podekscytowany. Ksawery niemal podskakiwał w euforii. Tylko ja siedziałam samotnie przy oknie, wpatrując się w spadające płatki śniegu. „To dopiero pierwszy poranek w Innsbrucku. Co będzie się działo przez kolejne 13 dni? Aż boję się o tym myśleć!”- zastanawiałam się, podziwiając górzyste krajobrazy.
- Lena! Chyba dostałaś sms’a.- powiedziała bawiąca się moim telefonem Julka i zręcznie mi go rzuciła. Była to wiadomość od Kofiego. Chciał się jak najszybciej spotkać. Zaproponował dzisiejszy wieczór. Miałam jedynie wybrać czas i miejsce, jakie mi odpowiada. Tak bardzo chciałam się z nim umówić, ale przecież na dzisiaj zaplanowana jest jakaś impreza w klubie.. Byłam pewna, że nie uda mi się z niej w żaden sposób wykręcić. Wpadłam jednak na pewien genialny pomysł! „Przecież ten klub nie jest zarezerwowany jedynie dla nas! Każdy może tam przyjść! Tylko musimy się bardzo postarać, aby nikt nas razem nie zobaczył.”- myślałam, analizując kolejne możliwości.
Na stoku spędziłam wspaniałe kilka godzin. Pogoda była wprost fenomenalna! Od czasu do czasu delikatnie padał śnieg, ale zdecydowanie częściej wyciąg oświetlały radosne promienie słoneczne. Postanowiłam zbytnio nie popisywać się swoimi snowboardowymi umiejętnościami, które i tak według mnie nie były na zbyt wysokim poziomie. Chciałam po prostu poznać ten stok i móc podziwiać cudowny, bajkowy krajobraz. Mam jeszcze mnóstwo czasu na zimowe austriackie szaleństwo. Przez te kilka godzin zdążyłam uzgodnić szczegóły naszego wieczornego spotkania z Andim. Nie planowaliśmy zbyt wiele, ale musieliśmy ustalić pewne rzeczy.. Byłam taka podekscytowana tą imprezą! Pokonywałam kolejne metry  ośnieżonego stoku. Czułam się naprawdę wolna! Kiedy jeżdżę na desce, mam wrażenie, że cały świat należy jedynie do mnie! Uwielbiam uczucie delikatnych płatków śniegu na moich policzkach oraz wygląd odbijającego słoneczne światło białego puchu. Wprost kocham zimę! Według mnie jest to najbardziej magiczny i bajkowy okres w ciągu całego roku. Uwielbiam mroźne poranki, orzeźwiające dni i tajemnicze wieczory. Ta pora roku daje mi mnóstwo energii i pobudza we mnie pozytywne myślenie, dzięki czemu wbrew powszechnym opiniom nie dosięga mnie wtedy nawet najmniejsza depresja.
Po udanym aktywnym wypoczynku na stoku, powróciliśmy do hotelu, aby zjeść obiad i zacząć przygotowania do wyczekiwanej przez wszystkich imprezy. 

               *       *        *
Kiedy jest mi źle i tęsknię za skokami, po prostu piszę.. Przenoszę się do innej, lepszej rzeczywistości.. To jest takie piękne.. Ahhh napiszcie co myślicie :) iiii Wesołych Świąt!!! 

piątek, 30 marca 2012

It can't be true

“Times are hard when things have got no meaning 
I've found a key upon the floor. 
Maybe you and I will not believe in the things we find. 
Behind the door.”


Ze snu wyrwała mnie skacząca nad łóżkiem, roześmiana Julka.
- Wstawaj śpiochu! Za godzinę musimy zejść na śniadanie, a znając ciebie, będziesz przesiadywała w łazience całe wieki.- powiedziała, ciągnąc za moją kołdrę.
- Nie bądź brutalna! Wczoraj strasznie późno się położyłam. Daj mi jeszcze chwilkę pospać, a w tym czasie możesz iść do łazienki, czy coś..- mruknęłam, pocierając zmęczone oczy.
- Ja, moja droga, już jestem gotowa. Nie wiem, jak można spać, kiedy na dworze jest taka pogoda! Spójrz sama!- pociągnęła mnie w stronę balkonowych drzwi, a właściwie zawlekła mnie tam siłą. Muszę przyznać, że pogoda była rzeczywiście cudowna. Szczyty Alp pokryła delikatna warstwa chmur, dzięki czemu wydawały się mniej surowe i majestatyczne. Słońce przedzierało się przez obłoki, a jego promienie rozświetlały śpiące jeszcze miasto. Julka miała rację, nie powinnam tracić czasu na wylegiwanie się w łóżku.
- Czeka nas dziś wspaniały dzień- pierwsze zajęcia snowboardowe, zapoznanie się z nowymi ludźmi, a wieczorem impreza w jednym z tutejszych klubów!- powiedziałam, szeroko się uśmiechając. Byłam niezwykle podekscytowana każdym punktem tego dnia. Pobiegłam do łazienki, zabierając ze sobą najpotrzebniejsze kosmetyki i ubrania. Założyłam ciemnogranatowe dżinsy, czerwony sweter i beżowe buty EMU, z  którymi ostatnio w ogóle się nie rozstaję. Upięłam włosy w wysokiego kucyka i zrobiłam delikatny makijaż. Po 20 minutach spędzonych w łazience byłam już całkowicie gotowa.
- I co? Godzina, tak?- skierowałam te słowa do przeglądającej się w lustrze przyjaciółki. Nie ukrywałam dumy z samej siebie.
- Ooo! Robisz postępy. To świetnie.- przejdziemy się jeszcze na poranny spacer.- oznajmiła, zakładając ulubioną, fioletową kurtkę.
- Cóż za epicki pomysł!- powiedziałam, śmiejąc się z własnych słów.
Już kilka minut później maszerowałyśmy uliczkami Innsbrucka, które ostatniej nocy wydawały się być bardziej nieprzewidywalne i tajemnicze. Tego poranka miałam niezwykle dobry nastrój. Zaczęłam rzucać w przyjaciółkę ulepionymi ze śniegu kulkami, wybuchając raz po raz gromkim śmiechem.
- Chcesz wojny, to będziesz ją miała!- krzyknęła zdezorientowana Julia i zaczęła celować we mnie białymi pociskami. Zachowywałyśmy się, jak ośmioletnie dziewczynki. W cale nie przeszkadzały nam spojrzenia przechodniów, którzy ku naszemu zaskoczeniu rozdawali nam szczere uśmiechy. Chichotałyśmy, udawałyśmy żółwie ninja i po prostu świetnie się bawiłyśmy. Przez ostatni czas bardzo brakowało mi takich chwil..
Po zakończonej „walce” postanowiłyśmy wrócić do hotelu na śniadanie. Szczerze mówiąc, nieźle zgłodniałyśmy podczas tego wyczerpującego starcia.
Obie nałożyłyśmy sobie ogromną porcję musli z jogurtem i owocami. Ten posiłek powinien dać nam wystarczającą ilość węglowodanów na tak aktywny dzień, jaki nas dzisiaj czeka.
- Ups!- westchnęła Julka, spoglądając na swoją granatową koszulkę oczyma smutnego niemowlaka.
- Serio? Czy ty nie potrafisz jeść, jak inne grzeczne dzieci?- powiedziałam, widząc ogromną plamę jogurtu na bluzce przyjaciółki. Próbowałam popatrzeć na nią karcącym wzrokiem, ale najwidoczniej mi się to nie udało, ponieważ cały stolik wybuchnął śmiechem. Ja również nie pozostałam w tyle.
- Za pół godziny mamy spotkać się w tej dużej sali na parterze. Będziemy mieć jakieś zajęcia zapoznawcze, czy coś takiego..- oznajmił lekko znudzony Ksawery.
- To świetnie! Może poznamy jakiś nowych, ciekawych ludzi?- powiedziałam podekscytowana.
- Szczerze mówiąc, chciałbym już być na stoku. Tak długo na to czekałem! Nie mogę się już doczekać pierwszego zjazdu!- odpowiedział, patrząc rozmarzonymi oczami na widok za oknem.
- Wszyscy chcielibyśmy tam już być, ale takie zajęcia też mogą być interesujące. Spokojnie, mamy całe dwa tygodnie na jazdę.- stwierdziła uśmiechnięta od ucha do ucha Julka.
Nagle do sali wbiegł blady, jak ściana chłopak. Nie potrafił uspokoić nierównego oddechu. Sam jego widok napawał mnie przerażeniem. W pomieszczeniu momentalnie zapanowała martwa cisza. Po kilku sekundach kompletnej dezorientacji podbiegłam do nieznajomego i zapytałam co się stało.
- Wypadek.- odpowiedział.
- Jaki wypadek?- zadałam kolejne pytanie, czując ogarniający mnie strach.
- Przed naszym hotelem samochód potrącił jakiegoś skoczka narciarskiego. Miejscowi go rozpoznali, a ja to wszystko widziałem..- powiedział, opadając na znajdujące się obok krzesło. Ukrył głowę w swych dłoniach i próbował uspokoić skrajne emocje.
- To było straszne. Nigdy nie byłem świadkiem takiego zdarzenia.- wybełkotał, ocierając spływające po jego policzku łzy.
Gdy usłyszałam jego słowa, moje serce zamarło. Nie potrafiłam nic zrobić. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a gardło nie potrafiło wydobyć z siebie żadnego głosu. „Jeśli to Andi? Jeżeli to on miał wypadek? Co ja teraz mogę zrobić? Jak mam się czegokolwiek dowiedzieć?”- tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie. Nie miałam jednak czasu na bezsensowne przemyślenia. Musiałam tam jak najszybciej pobiec. Po prostu musiałam coś zrobić.
Mijałam kolejne schody. Pokonywałam następne piętra. Sekundy wydawały się być godzinami. Do powiek napływały mi łzy. Potrąciłam kilka osób, ale wtedy to w ogóle nie było ważne. „Boże, żeby to tylko nie był On. Błagam Cię! Tylko nie on!”- powtarzałam w myślach. Wybiegłam na główną ulicę, na której słychać było odgłos zbliżającej się karetki. Zobaczyłam mnóstwo ludzi, kłębiących się obok stojącego nieopodal samochodu. Wszyscy coś krzyczeli, płakali. Panował ogólny chaos. Podbiegłam do miejsca, w którym grupa ratowników medycznych reanimowała rannego. Od zobaczenia jego twarzy dzielił mnie jeden krok, tylko jeden mały kroczek.. Moje ciało mimowolnie posunęło się do przodu. Moim oczom ukazał się obraz, którego nigdy nie zapomnę..

            *       *       *
I tak oto sezon się zakończył :( nie wiem, jak wytrzymam tę wiosnę! Już odliczam dni do kolejnego sezonu.. Teraz pozostały mi tylko zdjęcia i filmiki na yt. A cd. rozdziału, to mógłby być lepszy, ale trudno. Jesteście ciekawi, czy to Kofi miał wypadek? Gdybym kiedykolwiek była świadkiem czegoś takiego (nawet z osobą Gregora) to bym chyba umarła! Dobra, nie myślmy o tym. Enjoy!