“And I'd give up forever
to touch you
'Cause I know that you feel me somehow.”
'Cause I know that you feel me somehow.”
http://www.youtube.com/watch?v=B8UeeIAJ0a0
Stałam
oszołomiona i wpatrzona w jego niesamowite, przepełnione ciepłem tęczówki.
Czułam się, jak w amoku. Nogi uginały mi się pod ciężarem własnego ciała. Chciałam,
aby ta chwila trwała i trwała.. Pragnęłam już zawsze być tak blisko niego. Czuć
dotyk jego męskich dłoni, patrzeć wprost w zielonkawe oczy.. Po raz pierwszy
poczułam prawdziwe pragnienie. Pragnienie, które musiałam przezwyciężyć. Nie
chciałam, aby sprawy od razu poszły zbyt daleko. Wszystko powinno toczyć się
swym własnym, niewymuszonym tempem. Pomimo tych wszystkich rzeczy, które wiem
dzisiaj, tego wieczoru nie potrafiłabym się mu oprzeć. Andi o tym wiedział.
Czuł to. Potrafił odczytać to z moich oczu, gestów, nawet oddechu. Gdyby tylko
chciał mnie wykorzystać, po prostu by to zrobił. Czemu jednak stało się
inaczej?
- Powinnaś wracać do znajomych. Na pewno się niepokoją.-
powiedział Kofi, brutalnie przerywając ten błogi, magiczny czas. Zmrużyłam
powieki, zwilżyłam wysuszone zimowym wiatrem usta i poprawiłam rozwiane włosy.
Musiałam uspokoić kołaczące serce i wyrównać niespokojny oddech.
- Tak. Masz rację. Powinnam już wracać.- odpowiedziałam,
odsuwając jego dłonie od mego ciała, po czym udałam się w stronę ciemnego
korytarza.
- Zaczekaj!- usłyszałam drżący głos Andreasa. Odwróciłam się
gwałtownie. Zobaczyłam go stojącego kilka kroków za mną. Jego ręce swobodnie
opadały wzdłuż wyrzeźbionego ciała. Wydawał się być bardzo niespokojny.
Wyglądał tak, jakby za chwilę miał
stracić coś, co było dla niego bardzo ważne, może nawet najważniejsze. Coś, co
nigdy więcej się nie powtórzy, nie powróci..
- Zobaczymy się jeszcze, prawda?- zapytał, patrząc na mnie
wciąż w ten sam, niewyjaśniony sposób.
- Miłego wieczoru.- odpowiedziałam, uśmiechając się
twierdząco. Na twarzy Andiego również pojawił się młodzieńczy, szczery uśmiech.
Z każdym krokiem
zbliżałam się do przyjaciół, którzy z pewnością czekają na wyjaśnienia, gdzie
tak długo się podziewałam. Nie miałam ochoty na sztuczne, kłamliwe opowieści.
Chciałam usiąść gdzieś z dala od wypytujących znajomych, tańczących nastolatek
i nietrzeźwych chłopaków. Jednak nie mogłam tak po prostu gdzieś się zaszyć,
kiedy moja najlepsza przyjaciółka się o mnie martwi. Odnalazłam więc Julkę
(wraz z Ksawerym) w ŁAZIENCE. Bynajmniej nie chciałam im przerywać.
Powiedziałam tylko, że żyję i wyjaśniłam, gdzie się spotkamy, kiedy skończy się
impreza. Po tych kilku słowach, jak najszybciej ulotniłam się z tego kipiącego
miłością pomieszczenia, posyłając im wieloznaczny uśmieszek. Przez kolejne
kilka minut błąkałam się po klubie, szukając miejsca pozbawionego tłumu ludzi.
Usiadłam na granatowej kanapie, jak najdalej od ogromnych głośników. Oparłam
głowę o ścianę i zamknęłam zmęczone powieki. Myślałam o Andim. Odkąd pierwszy
raz spojrzałam w jego oczy, nie potrafię zając własnych myśli niczym innym.
Dzisiejszy bieg wydarzeń jeszcze bardziej „namieszał mi w głowie”. Nie wiem
już, jak mam postępować. Gubię się. Być może nadszedł czas, aby powiedzieć o
wszystkim Julce? Nie, to nie jest jeszcze odpowiedni moment. Nigdy wcześniej
nie znajdowałam się w podobnej sytuacji. Wiedziałam jednak, że przy nikim nie
czułam się tak dobrze, jak przy nim. W jego obecności czuję coś, co wcześniej
było mi zupełnie obce. Nie wiem jeszcze, jak nazwać to uczucie, ale jest ono
niesamowite. Odczuwałam wolność, ciepło, bezpieczeństwo..
Dwie godziny minęły
szybciej, niż mogłam się tego spodziewać. Po imprezie całą grupą wróciliśmy do
hotelu. Julka była niezwykle szczęśliwa i rozpromieniona. Ksawery przez całą
drogę nie potrafił oderwać od niej wzroku. Chciałabym, aby już zawsze tak
między nimi było. Oboje wydawali się być tacy beztroscy.. Po powrocie do
mieszkania przez kilka godzin rozmawiałam z Julią. Opowiadała mi o dzisiejszym
wieczorze, który na długo zapadnie w jej pamięci. Nawet nie wiem, kiedy
zasnęłyśmy.. Pamiętam tylko tyle, że obie leżałyśmy na moim łóżku i zanim
przeniosłyśmy się do krainy snu, zdążyłam jeszcze nastawić budzik.
Śniła mi się moja
babcia, która zmarła dwa lata temu. Zawsze bardzo ją szanowałam i słuchałam jej
wszystkich rad. Położyła dłoń na mojej głowie i wyszeptała „Cukiereczku, dobro
zawsze przyciąga do siebie dobro.” Mówiąc te słowa, serdecznie się do mnie
uśmiechała. Nie wiem, jak to się stało, ale rano obudziłam się pozbawiona
wszystkich niepokojów, dotyczących Andiego. Wiedziałam, że powinnam słuchać
własnego serca, które jest najlepszym drogowskazem życia.
-Lenka! Szoruj zęby, zakładaj gogle i biegniemy na stok!-
krzyknęła Julka, budząc mnie w niezwykle brutalny sposób.
-Czy ty zawsze musisz to robić?- zapytałam z nutką irytacji
w głosie.
-Ale co? Kompletnie nie rozumiem co masz na myśli, kochana.-
odpowiedziała, szyderczo się uśmiechając, za co dostała poduszką prosto w jej
słodki uśmieszek.
-Eeeej! To nie fair!- krzyknęła, odwdzięczając się tym
samym.
Po porannej toalecie i dobry śniadaniu pojechaliśmy na stok.
Pogoda była wprost znakomita! Pomimo tego, że temperatura na dworze wynosiła
jakieś -18 stopni, słońce często wychodziło zza chmur, a wiatr prawie
całkowicie ucichł. Na dzisiaj zaplanowane były warsztaty z gościem specjalnym,
który jest podobno pasjonatem snowboardu. Po dotarciu na miejsce cała grupa
zebrała się obok kasy biletowej, czekając niecierpliwie na tajemniczego
trenera.
-O fuck!- powiedziałam ściszonym głosem, chowając twarz w
obszernym kapturze kurtki. Jakież było moje zdziwienie, kiedy mym oczom ukazał
się sam… ANDREAS KOFLER!
„Co on tu do jasnej cholery robi?! Nie mówił mi nic o tym,
że będzie nas szkolił! Jak ja teraz mam się zachowywać? Powinnam udawać, że się
nie znamy, czy może wręcz przeciwnie? Co za dzień!”- myślałam, unikając jego
wzroku i nieudolnie chowając się za plecami Julki.
-Witam wszystkich. Jestem Andi i będę starał się was czegoś
nauczyć. Oczywiście niczego nie gwarantuję, ale mam nadzieje, że jesteście
chociaż odrobinę bardziej pojętni, niż grupa mojego kolegi.- powiedział,
wskazując na ludzi zjeżdżających ze stoku, a właściwie rozpaczliwie zsuwających
się po tafli śniegu. Cała grupa wybuchła śmiechem. Andreas świetnie potrafi
łapać z ludźmi kontakt. Mam wrażenie, że od razu przypadł do gustu moim
znajomym. Przypatrując się dokładniej ludziom ze stoku, zobaczyłam… Schlierenzauera?!
Co tu się dzieje?! To jakiś dzień dobroci dla turystów?! Nie będę ukrywać,
zadrżałam na myśl o tym, że to właśnie On mógł zostać nam przydzielony. Na
szczęście, panie po pięćdziesiątce chyba polubiły Gregorka..
-Schlieri zawsze miał pecha w rzucaniu monetą.- dodał,
śmiejąc się z widoku zrozpaczonego skoczka.
Atmosfera była bardzo przyjazna i luźna. Cały czar
rozluźnienia prysnął, kiedy tuż przede mną stanął uśmiechnięty Kofi. Patrząc w
moje tęczówki, próbował coś z nich odszyfrować. Być może szukał podpowiedzi, co
powinien robić, jak się zachować.. Wydawał się być równie zdezorientowany, jak
ja. Delikatnie, niemal niewidocznie pokręciłam głową. Andi od razu zrozumiał tę
sugestię, po czym głośno, niemal teatralnie zapytał mnie o imię. Odpowiedziałam
pewnym głosem, po czym posłałam mu porozumiewawcze spojrzenie i delikatny
uśmiech. Andreas zapoznał się z resztą grupy, po czym udaliśmy się na wyciąg. Cały
czas spoglądałam w jego stronę. „Lena, przestań! Gapisz się na niego, jak jakaś
wariatka!”- powtarzałam sobie w myślach, lecz po prostu nie potrafiłam przestać
zerkać na jego męskie rysy twarzy, urzekający uśmiech i głębokie spojrzenie.
Wyjechaliśmy na
górę.
-A teraz zrobimy coś, co potrafię najlepiej! Troszeczkę
sobie poskaczemy.- powiedział łamanym akcentem, szeroko się uśmiechając. Był
wyraźnie podekscytowany.
-Mamy jakiegoś ochotnika?- zapytał, kierując swoje
spojrzenie w moją stronę.
„Co to, to nie! Wybij sobie to z głowy, Kofi!”- pomyślałam,
a na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
-Dodajcie otuchy swojej koleżance.- poprosił znajomych,
którzy obdarowali mnie brawami.
„Cholera! Nie tak to miało wyglądać. Kompletnie się przed nim
skompromituję!” Nie miałam jednak możliwości zaprotestowania, gdyż Kofi
wyciągnął ku mnie swoją dłoń, błagalnie patrząc w moje oczy. Teraz już na pewno
nie potrafiłam mu odmówić.