wtorek, 21 lutego 2012

"Open up, 
Open up your heart to me now,
Let it all come pouring out,
Theres nothing I can't take."



Andi usiadł obok mnie, podając mi piękną filiżankę z gorącą czekoladą. Zaraz obok kakao, jest to mój ulubiony zimowy napój. Za oknem padał gęsty śnieg. Uliczki oświetlały liczne latarnie, co tworzyło niezwykły klimat. Upiłam trochę czekolady- była naprawdę pyszna! Chyba najlepsza, jaką do tej pory piłam.. Andreas popatrzył na mnie swoimi pięknymi, zielonymi oczami. Ja również nie mogłam się powstrzymać.. Dokładnie w ten sam sposób patrzyliśmy na siebie pod skocznią. Teraz również wydawało mi się, że istniejemy tylko my, nikt więcej się nie liczy. Lekko się do niego uśmiechnęłam, po czym upiłam kolejny łyk ciepłego napoju.
-Nie jesteś z Austrii, więc skąd pochodzisz? Świetnie mówisz po angielski, ale masz jakiś obcy akcent..- zapytał zaciekawiony.
- Jestem Polką. Przyjechałam tutaj ze znajomymi na ferie. Chcemy się trochę oderwać od szkolnej codzienności, a Innsbruck to piękne i magiczne miejsce- idealne na zimowy, aktywny wypoczynek.- powiedziałam, patrząc na niesamowity krajobraz na oknem.
- Ooo! Uwielbiam Zakopane! Tam jest taka cudowna atmosfera! Wszyscy skoczkowie lubią skakać na tamtejszej skoczni. Polacy są niezwykle sympatyczni i gościnni. Pamiętam, jak pewnego zimowego dnia wybraliśmy się z Martinem na spacer po górach. Nic nie wskazywało na to, aby miała rozpętać się prawdziwa śniegowa wichura. Jednak po dwóch godzinach wędrówki, kompletnie zabłądziliśmy. Nie widzieliśmy nic poza gęstym śniegiem! Nagle Koch zauważył jakieś światło. Na początku myślałem, że coś mu się przywidziało. Często widzi różne dziwne rzeczy, kiedy się boi.. To bardzo wrażliwy chłopiec. Okazało się jednak, że jest to dom wiekowego małżeństwa. Zapukaliśmy, prosząc o możliwość przeczekania u nich zawieruchy. Oczywiście zgodzili się, częstując nas różnymi pysznościami. W międzyczasie przyszli do nich synowie ze swoimi żonami, którzy postanowili urządzić małą, góralską imprezę. Tańczyliśmy, piliśmy jakiś alkohol, którego nazwy nie pamiętam (!) i śpiewaliśmy- po takiej ilości alkoholu nawet Austriacy potrafią wyśpiewywać góralskie pieśni.- opowiadał, przywołując pozytywne wspomnienia.
- Obawiam się, że tego alkoholu nie znajdziesz na sklepowych pułkach.- zaśmiałam się, znając sposób przyrządzania tajemniczego trunku. Zabawną rozmowę przerwał nam dźwięk mojego telefonu.
- Przepraszam. To moja przyjaciółka Julka. Muszę odebrać.- wytłumaczyłam Kofiemu, odbierając telefon.
- Jasne. Nie krępuj się.- odpowiedział, uwydatniając swoje idealne, białe zęby w słodkim uśmiechu.
- Lena?! Gdzie ty do jasnej cholery jesteś?! Za 15 min. będą sprawdzać pokoje! Musisz być na miejscu, bo inaczej będziemy mieć niezły przypał i to w pierwszy dzień obozu! Widzę cię tutaj za kilka minut!- powiedziała, a właściwie wykrzyczała Julka.
- Andi bardzo cię przepraszam, ale muszę wracać do hotelu. Jestem tutaj na obozie snowboardowym. Cała grupa o 23:00 musi być już w swoich pokojach, bo inaczej możemy mieć kłopoty. Muszę się spieszyć! Mam jakieś 15 min. na dotarcie do mieszkania! Bardzo dziękuję za miły wieczór.- wytłumaczyłam, wstając z sofy.
- Zaczekaj! Odprowadzę cię. Przecież nie pozwolę ci o tej porze wracać samej do hotelu.- powiedział, zakładając czarną kurtkę.
- Tym razem mi nie uciekniesz.- dodał, dumny ze swojej decyzji. Uśmiech nie schodził mu z twarzy przez cały wieczór. Jedynie co jakiś czas zmieniał swój wyraz. Czasami był dziecięcy i niewinny, innym razem słodki i romantyczny, albo speszony i nieśmiały. Jednak ani razu nie zauważyłam tzw. „uśmiechu na Gregorka”. Andi był jego totalnym przeciwieństwem i to, nie ukrywając, bardzo mi zaimponowało.
Próbowaliśmy jak najszybciej dostać się do hotelu. Biegnąc po chodniku, poślizgnęłam się na warstwie lodu i z całym impetem walnęłam o twardy grunt. Kofi strasznie się przestraszył. Nie wiedziałam, że aż tak się zdenerwuje. Przecież to był zwykły upadek. Jednak po kilku sekundach wybuchłam gromkim śmiechem, co definitywnie rozwiało wszelkie obawy Andiego cd. stanu mojego zdrowia. Tu i ówdzie mnie trochę bolało (bardziej ówdzie), ale nie przejęłam się tym za bardzo. Kofi podał mi rękę, aby pomóc mi wstać z tego felernego chodnika. Musieliśmy zwiększyć tępo. Kolejne sekundy i minuty mijały.. Mijaliśmy mnóstwo maleńkich uliczek i pięknych kamienic, z których zwisały bajeczne sople lodu.
- Wreszcie jesteśmy na miejscu.- powiedziałam, sapiąc niczym mój 80-letni nauczyciel informatyki po wypaleniu paczki papierosów.
- Masz jeszcze 5 minut- idealnie!- stwierdził o wiele mniej zdyszany i dumny z siebie skoczek.
- Jeszcze raz dziękuję za świetny wieczór i pyszną czekoladę.- uśmiechnęłam się słodko, nerwowo zerkając na zegarek.
- Nie ma za co. Cała przyjemność po mojej stronie. Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać na tym mrozie. Mam nadzieję, że zechcesz się ze mną jeszcze umówić. Bardzo chciałbym cię bliżej poznać. Wydajesz się być niezwykłą dziewczyną i zapewne taka właśnie jesteś.- powiedział patrząc prosto w moje oczy. Miałam ochotę poprosić go o to, aby powtórzył wszystko jeszcze raz, ale przecież nie miałam na to czasu.
- Z chęcią..- tylko tyle udało mi się wydobyć z mojego gardła. Byłam totalnie zaskoczona tą propozycją.
- Mogłabyś zapisać mi w telefonie twój numer albo adres maila?- zapytał, podając mi najnowszego iPhone’a.
- Jasne.- zapisałam oba (tak na wszelki wypadek).
- Teraz muszę już biec do pokoju. Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia.- powiedziałam na pożegnanie.
- Do zobaczenia niedługo.- odpowiedział wiecznie uśmiechnięty Andi.

                             *  *  *
I czwarty rozdział za mną.. Mam nadzieję, że się wam podoba :) a tak btw to trzymajmy kciuki za austriacki team podczas MŚ w Lotach! Oby okazali się być w szczytowej formie :)

wtorek, 14 lutego 2012

And nothing else matters


“Girl you got me goin insane in a good way
Cant get you off of my brain
Aint that a shame”



Kolejne minuty mijały, a Thomas nie powracał.. Trzęsłam się z zimna, a może to po prostu były nerwy- sama nie wiem. Zapomniałam zabrać z hotelu rękawiczek. Próbowałam rozgrzać dłonie ciepłym powietrzem z moich ust. Nagle zaczął padać śnieg. Czułam się, jak w bajce. Innsbruck wydawał się być teraz cudowną, magiczną krainą, w której wszystko może się zdarzyć. Ogromne śnieżne płatki opadały na moją twarz. Warstwa puchu pokryła zaparkowane nieopodal samochody. Alpy wydawały się być jeszcze piękniejsze i bardziej tajemnicze, niż wcześniej. Szkoda tylko, że przemarzłam do szpiku kości. „Gdzie On się tak długo podziewa?”- zaczęłam wątpić w jego powrót. Jednak kilka sekund później zauważyłam dwie postacie zdążające w moją stronę. Jedną z nich był na pewno Thomas- poznałam po czapce. Ale kto szedł obok niego? Widziałam tylko, że miał na sobie czarną kurtkę z kapturem. „Nie, to nie jest możliwe.”- pomyślałam, zdając sobie sprawę, kim jest towarzysz Thomasa. Otwarłam szeroko oczy, a potem przetarłam je kilka razy, aby upewnić się, że to nie moja wyobraźnia płata mi figle. Siedziałam na ławce, w ogóle się nie ruszając. Nie wiedziałam, co zrobić, co powiedzieć.
-Lena, strasznie cię przepraszam, że musiałaś tyle na nas czekać, ale Andi stał przed lustrem całe wieki. Na początku musiał poprawić fryzurę, potem umyć zęby, a jeszcze później..
-Dzięki Morgi! Nie ma to, jak pomoc przyjaciela..- przerwał Thomasowi, Kofler.
Patrzyłam na nich, nic nie mówiąc. Nie wierzyłam w to, co się dzieje. Morgi tłumaczył mi się ze swojego spóźnienia mając minę małego dziecka, które coś przeskrobało i teraz musi się za to tłumaczyć rodzicom. Andi wydawał się być speszony i lekko się zarumienił. W końcu jednak musiałam coś zrobić, więc po prostu zaczęłam się śmiać. Ta cała sytuacja wydawała się być po prostu surrealistyczna. Jeszcze kilka godzin wcześniej znałam ich tylko z ekranu telewizora, lub komputera, a teraz obaj stoją obok mnie, wyjaśniając mi powody swojego spóźnienia.
-Jeszcze raz przepraszam. Chyba teraz już sami sobie poradzicie. Do zobaczenia, mam nadzieję.- powiedział Thomas z dwuznacznym uśmiecham na twarzy. Potem poklepał Kofiego po ramieniu tak, jak zrobił to pod skocznią i pobiegł w tę samą stronę, z której wcześniej przybyli.
-A więc..- zaczął nieśmiało Andi.
-Dlaczego tak szybko uciekłaś? Wystarczyło, że na sekundę odwróciłem wzrok, a ty po prostu zniknęłaś.
-Tak, mi też bardzo miło cię poznać.- powiedziałam, sprowadzając rozmowę na nieco bardziej neutralny temat.
-Przepraszam. Jestem Andreas. A ty, o ile Morgi dobrze zrozumiał, masz na imię Lena, tak?- zapytał jeszcze bardziej speszony, niż wcześniej.
-Tak, jestem Lena.- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy, który zniknął pod warstwą kurtki. Było mi naprawdę bardzo zimno, ale nie chciałam teraz wracać do hotelu. W końcu wreszcie miałam okazję porozmawiać z Andreasem. Wydawał się być całkiem miłą osobą..
-Jejku, cała się trzęsiesz! Musi ci być strasznie zimno. I to przeze mnie.. Choć, pójdziemy w jakieś ciepłe miejsce. Niedaleko stąd jest taka mała, przytulna kawiarnia. Mało osób o niej wie, ponieważ znajduje się w starej kamienicy, jednak w środku jest naprawdę bardzo miło.- zaproponował.
-Jasne, chodźmy.- zgodziłam się. Wtedy wydawało się to być takie naturalne, takie oczywiste..
Dojście do kawiarni zajęło nam może 10 min. Podczas wędrówki rozmawialiśmy o skoczkach, głównie polskich i austriackich. Andi opowiedział mi mnóstwo anegdot związanych z jego kolegami „po fachu”. Wybuchałam śmiechem co 30 sekund! Najlepsze historie związane były z Thomasem- ten chłopak ma talent do wpakowywania się w niezręczne i dwuznaczne sytuacje! Zauważyłam też, że wygląda na osobę, która potrafi być świetnym przyjacielem- jest taki zabawny i chce uszczęśliwić wszystkich w około. . Ale wracając do tematu- skąd ten chłopak bierze tyle głupich pomysłów?! Jego „genialne” żarty kończą się zazwyczaj dla niego kompletną katastrofą, co nie oznacza, że nie jest to zabawne. Przykładem może być np. wieczór w Sapporo. Morgi chcąc wystraszyć Schlierenzauera, zaczął walić w drzwi do jego mieszkania i krzyczeć, że Andi właśnie dowiedział się o tym, że ma nieślubne dziecko ze swoją fanką z Niemiec. Niestety zamiast Gregorka w drzwiach ukazał się Alexander Pointner. Wyglądało na to, że wybiegł spod prysznica, ponieważ był cały mokry a na sobie miał jedynie żółty ręcznik, który zakrywał dolne partie jego ciała. Skoczek pomylił numer pokoju. Thomas unikał rozmów z trenerem przez kolejne dwa tygodnie. .
-To tutaj.- oznajmił Kofler, zatrzymując się przed wiekową kamienicą.
-Uwielbiam miejsca z ciekawa historią, a takie budynki pewnie mają ich tysiące!- powiedziałam z zaciekawieniem.
Wnętrze zrobiło na mnie jeszcze większe wrażenie. Wystrój całego pomieszczenia przypominał XVIII- wieczny dworek. Piękne, ręcznie rzeźbione meble, wiekowe pianino, gustowne kanapy- to wszystko tworzyło magiczny klimat tego miejsca.
-I co? Podoba się?- zapytał zadowolony z siebie Andi.
-No jasne! Tu jest po prostu..- próbowałam znaleźć odpowiednie słowo, jednak nic nie przychodziło mi wtedy do głowy.
-Niesamowicie.- dokończyłam, patrząc w jego zielone oczy.
-Cieszę się, że ci się podoba. Wybierz miejsce, które najbardziej przypadnie ci do gustu, a ja tymczasem zamówię coś pysznego.- powiedział swoim męskim głosem z lekkim uśmiechem na twarzy.
Usiadłam na czerwonej sofie wykonanej z delikatnego materiału. Chwilę później zobaczyłam Andreasa szukającego mnie swoim wzrokiem. Trzymał w ręku tacę z dwiema filiżankami w różowe kwiaty- szczerze mówiąc, wyglądało to nieco zabawnie. Uśmiechnęłam się do niego, po czym bez problemu odnalazł mój wzrok. Tym razem nie chciałam nigdzie uciekać. Teraz liczyliśmy się tylko MY..

czwartek, 9 lutego 2012

All about my feelings

"Just a memory
Every dream is of you and me
If I wish upon a star
Well I hope that's where you are
When Heavens turn
You know you'll shine you're in my heart for all time
When Heaven turns you know you'll shine in worlds apart."




Ten cudowny moment przerwał nam Thomas, który z zawsze obecnym uśmiechem na twarzy podszedł do Andreasa i poklepał go po ramieniu, okazując tym swój podziw dla przyjaciela. Kiedy tylko Kofler odwrócił wzrok w jego stronę, pociągnęłam Julkę za rękaw i przedostałam się na zewnątrz tłumu fanów austriackich skoczków. Tak po prostu odeszłam. Nie wiem nawet, czy ponownie szukał mojego wzroku. Może starał się mnie odnaleźć? A może tylko ja źle odebrałam tę sytuację? Wszystkie te myśli kłębiły się w mojej głowie. Szłam do hotelu, ciągle wpadając na mijających mnie przechodniów. Tak naprawdę ciągle jeszcze byłam pod skocznią, patrząc w jego cudowne, zielone oczy. „Mogłam tam zostać! Mogłam z Nim porozmawiać, choć przez chwilę. Być może do końca życia będę żałowała tej decyzji.”- myślałam, czując coraz większy ból.
-Lena, czy ty w ogóle mnie słuchasz?- zapytała z irytacją Julka. Właśnie wtedy musiałam zejść na ziemię i odpowiedzieć coś w taki sposób, aby nie zauważyła, że z czymś się gryzę. Nie chciałam jej o tym wszystkim mówić, a przynajmniej nie teraz. Pomyślałaby, że jestem jakąś zdesperowaną wariatką, bo podoba się facet, którego prawdopodobnie już nigdy w życiu nie spotkam. Kofler jest znanym austriackim sportowcem i ma dziewczynę- cóż za świetlana przyszłość!
-Oczywiście, że cię słucham.- odpowiedziałam przyjaciółce i nawet całkiem nieźle mi wyszło to kłamstwo.
-Tutaj jest tak pięknie! Atmosfera Innsbruck’a na prawdę mnie zachwyca.- powiedziałam rozmarzonym głosem, zmieniając przy tym temat rozmowy, a właściwie temat kilkuminutowego monologu Julki.
-Zgadzam się. Czuję, że będziemy tu często wracać.- podchwyciła temat. Przez resztę drogi do hotelu rozmawiałyśmy o jej związku z Ksawerym. Wiem, że oboje są w sobie zakochani, ale czasami tak bardzo chcą dobra drugiego z nich, że jest to powodem bezsensownych sprzeczek. Chciałam pomóc Julce w jej sercowych rozterkach, ale nie potrafiłam nic wymyślić. . Nie umiałam skupić się na konwersacji z przyjaciółką. Sama byłam zdziwiona
tym, jak bardzo to przeżywam. „Przecież to tylko głupie spojrzenie?! Ogarnij się Lena! Jesteś na obozie snowboardowym i masz się świetnie bawić, a nie zawracać sobie głowę kolejnym facetem!”- myślałam, krytykując moje podejście do tej sytuacji.
Po powrocie, Julka poszła odwiedzić Ksawerego, natomiast ja zostałam w hotelowym pokoju zupełnie sama. Próbowałam przeczytać kolejny tom „Pamiętników Wampirów”, ale nie potrafiłam się skupić, wodząc oczami po jednej linijce przez kilkanaście minut. W głowie pozostał mi tylko jeden obraz- obraz Andreasa patrzącego prosto w moje oczy- to jego cudowne, głębokie spojrzenie..
-Jak nie książka, to może jakiś dobry film?- zapytałam, zapominając o tym, że w pokoju nie ma Julki.
-Dzisiejszy dzień chyba nie zbyt dobrze na mnie zadziałał.- westchnęłam z lekkim uśmiechem na twarzy.
W telewizji puszczali akurat same romanse, albo seriale detektywistyczne. Nie miałam ochoty tego oglądać. I tak nie miałoby to żadnego sensu, bo niemiecki rozumiem tak, jak moja 70-letnia babcia, angielski. Położyłam się na łóżku i zaczęłam słuchać nowej płyty „Coldplay” . Niestety to również nie pomogło mi zapomnieć. . Postanowiłam wybrać się na spacer. Założyłam ciepłą, niebieską kurtkę- tę samą, w której byłam pod skocznią i wyszłam na zewnątrz budynku. Nie miałam konkretnego planu wędrówki. Chciałam po prostu iść przed siebie, i tak też zrobiłam. Mijałam ośnieżone alejki i drzewa pokryte warstwą lekkiego puchu. Przede mną rozpościerał się cudowny widok Alp, który zimą zapiera dech w piersiach. Postanowiłam usiąść na chwilę i rozkoszować się tym pięknym krajobrazem. Nieopodal mnie znajdowała się drewniana ławeczka- idealne miejsce na zimowe kontemplacje. Widok tych zjawiskowych gór jeszcze bardziej pobudził mnie do wspomnień i rozmyśleń. Jednak w tym miejscu wszystko wydawało się być prostsze. Problemy przestały aż tak bardzo mnie przerażać. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że powinnam zaufać przeznaczeniu. Moja przyszłość leży w rękach Boga, który na pewno wie, co robi. Poczułam ulgę. Pewnie siedziałabym tam jeszcze przez kolejne 20 minut, gdyby pewien miły człowiek mi nie przerwał.
-Dzień dobry. Czy mogę się dosiąść?- zapytał.
-Jasne.- odpowiedziałam, nie wierząc w to, z kim właśnie rozmawiam.
-Mam na imię Thomas.- poinformował mnie z serdecznym uśmiechem.
-Tak, wiem. Uwielbiam oglądać zawody skoków narciarskich i muszę przyznać, że bardzo cię podziwiam. Jestem Lena.- powiedziałam, odwzajemniając szczery uśmiech.
-Bardzo mi miło. Widziałem cię dzisiaj pod skocznią. I nie tylko ja..- oznajmił tajemniczym głosem.
-Mój kolega opowiadał o tobie cały dzisiejszy wieczór. Mówił, że nie zdążył nawet zapytać o twoje imię, bo tak szybko zniknęłaś. Ahh ten Andi. .- opowiadał życzliwie Morgi.
-Poczekaj tu minutkę! Proszę! Błagam! Zaraz wrócę, dobrze?- kontynuował niezwykle podekscytowany skoczek.
-Dobrze.- tylko tyle zdołałam odpowiedzieć. Byłam zupełnie zszokowana tą sytuacją. Zastanawiałam się nawet, czy przypadkiem to nie był jedynie wymysł mojej wyobraźni, jednak to, co stało się kilka minut później, definitywnie obaliło tę tezę. .

 *   *   *

Obiecuję, że w trzecim rozdziale będzie duuużo więcej Koflera :) Innych skoczków też nie zabraknie. Mam nadzieję, że się Wam podoba. Piszcie, co myślicie. Wpisy będą pojawiać się co 3-7 dni. Enjoy!

poniedziałek, 6 lutego 2012

Your eyes..

                     “Take me somewhere I don’t know,
                       Watch all the people down below,
                      We’ve got all the time in the world.”


-Lena, czy ty sobie żarty robisz?!- tymi właśnie słowami obudziła mnie tego ranka mama.
-Za godzinę musisz być już na dworcu!- dodała z oburzeniem.
Wyskoczyłam z łóżka, jak poparzona i pobiegłam pędem do łazienki. Poranna toaleta zajęła mi jedynie 15 min. Następnie założyłam ulubione dżinsy, ciepłą bordową bluzę z kapturem i zeszłam do kuchni na śniadanie. Całe pomieszczenie pachniało omletem, który by the way wprost uwielbiam, więc zabrałam największą porcję i usiadłam obok mamy. O 7:55 byłam już na dworcu, na którym od kilku minut czekała na mnie Julka.
-Hej kochana! Gotowa na przygodę życia?- przywitała mnie przyjaciółka.
-Hejo! Oczywiście, że tak! Ahhh obóz w Austrii- jestem pewna, że będziemy się świetnie bawić.- odpowiedziałam podekscytowanym głosem.
-To oczywiste! Chodź, zaraz odjeżdżamy!- krzyknęła Julka, chwytając mnie za rękę i ciągnąc w stronę autokaru.
Po sześciu godzinach byłyśmy już na miejscu. Całą drogę rozmawiałyśmy o planach dotyczących tego dwutygodniowego wyjazdu. Ze słów Julki wynikało, że ma „genialny” plan zeswatania mnie z jakimś idealnym Austriakiem. Nie kryła nadziei, że wreszcie uda mi się zapomnieć o tym żałosnym trzecioklasiście, który zdradził mnie ze swoją byłą. Wraz z nami na obóz pojechali nasi znajomi z tego samego miasta. Wśród nich był również chłopak Julki- Ksawery. Oboje już od dawna marzyli o wyjeździe w miejsce, gdzie mogliby spędzić trochę czasu sam na sam. Magiczna atmosfera Alp z pewnością sprzyja zakochanym..
-Jejku, jak tu jest pięknie!- powiedziałam z niekrytym zachwytem na twarzy, podziwiając cudowne zarysy Alp.
-O jaaa.. Czuję się jak Łucja w Narni: po prawej stronie stoi moja Zuzanna, a po lewej Książe Kaspian.- po tych słowach cała nasza trójka wybuchła śmiechem.
Otwierając drzwi do naszego mieszkania, Julka krzyknęła podekscytowana, niczym dziecko, które właśnie dostało nowe klocki lego:
-Ja biorę łóżko pod oknem!
-Niech Ci będzie.. Popatrz, mamy balkon i to z widokiem na..- umilkłam pod wrażeniem  tego, co zobaczyłam.
-Z widokiem prosto na skocznię! Czy ty potrafisz sobie wyobrazić, że to właśnie tutaj skaczą tacy skoczkowie, jak Tomas Morgenstern, Martin Koch, Gregor Schlierenzauer, czy Adi Kofler?! Proszę chodźmy tam dzisiaj po kolacji!- powiedziałam z błagalnym głosem i oczami niczym Kot ze Shrek’a.
-Spoko. Możemy iść. Przy okazji wycharczymy dla ciebie jakiegoś przystojnego Austriaka.- pokiwała głową, na której zarysował się wszystkim znany, nikczemny uśmiech a la Julka.
Mimo tego, że na kolację było pyszne spaghetti z sosem serowym, nie zjadłam zbyt wiele, natomiast Julka wręcz przeciwnie. Chyba specjalnie chciała wystawić moją cierpliwość na próbę.. Rozumiem, że mogła być głodna, ale byłabym wdzięczna, gdyby darowała sobie tą dokładkę. . Po 30 min. czekania na tego głodomora, mogłyśmy wyruszyć w drogę.
Skocznia z bliska zrobiła na mnie niesamowite wrażenie! Stojąc tuż pod nią, zaczęłam przypominać sobie ostatnie zawody Pucharu Świata w Innsbruck’u: pierwsze miejsce- Andreas, drugie- Gregor; oboje pochodzą właśnie z tego miasta. To chyba prawda, że „u siebie” skacze się najlepiej. Wspomnienia przerwał mi nagle krzyk Julki:
-ONI tutaj są! Cała austriacka drużyna ma teraz trening! Możemy do nich podejść! Tam jest zaledwie garstka ludzi!
-Kochana przystopuj troszkę. To świetnie, ale raczej wątpię, żeby chcieli z nami rozmawiać. Pewnie wszyscy narzucają się im z prośbami o autografy i słitaśne focie.- zgasiłam jej entuzjazm.
-Nie gadaj tyle, tylko tam choć! Właśnie skoczył Zauner! Idziemy mu pomachać!- szarpnęła mnie za rękę i już kilka sekund później stałam obok tego sympatycznego skoczka.
Oczywiście pomachałyśmy mu, życzliwie się do niego uśmiechając. David zauważył nasze starania i odwzajemnił uśmiech. Julka niemal skakała z radości wyczekując na kolejnego Austriaka, a był nim wszystkim znany Schlieri- sportowiec, na którego widok mdleją wszystkie kobiety (przynajmniej tak mu się wydaje). Po oddaniu świetnego skoku, zdjął swój legendarny szaro-niebieski kask z napisem „Red Bul” i poprawił lśniące włosy. Jego ironiczny uśmiech wydawał się mówić: „Yeah! Who’s the boss?! I AM!!!”. Oczywiście, na żadny miły gest z jego strony nie mogłyśmy liczyć. Przeszedł obok z niewzruszoną miną leadera. Następny był Andreas. Jego wynik niezwykle mnie ucieszył, bowiem skoczył trzy metry dalej, niż Gregor. Szkoda, że nie widzieliście miny Schlierenzauer’a! Niezapomniany widok! Zgromadzeni pod skocznią fani zaczęli krzyczeć coś po niemiecku (fajnie, że zrozumiałam). Kofi podszedł do barierki, przy której stali wszyscy zebrani tam ludzie. I właśnie wtedy po raz pierwszy spojrzałam mu w oczy. Nigdy wcześniej nikt na mnie tak nie patrzył, jak On tego wieczoru. Przez te kilka sekund nie widziałam nikogo, poza nim. Nikt więcej się nie liczył. Krzyki i wrzawy fanów ucichły. Czułam tylko gwałtowne bicie mojego serca. Ogarnęło mnie ciepło- ciepło jego spojrzenia..

sobota, 4 lutego 2012

Prolog

„Wreszcie to koszmarne półrocze się zakończyło. Mogę zaczerpnąć głęboki wdech nieskażonego powietrza. Nie muszę obawiać się już o nic, co jest związane ze szkołą. Te pierwsze miesiące w liceum były dla mnie niezwykle wyczerpujące: nowe środowisko, zupełnie inni przyjaciele i ON. Po związku z Marcinem jeszcze długo nie będę mogła dojść do siebie.. Naprawdę go kochałam. Nie wiedziałam, że potrafi tak łatwo manipulować moimi uczuciami. Chcę o nim zapomnieć. Na szczęście już jutro wyjeżdżam z Julką do Austrii. Innsbruck- miasto świetnych stoków, pięknych gór oraz wspaniałych skoczków narciarskich. To właśnie tego mi teraz potrzeba: najlepszej przyjaciółki, jazdy na desce bez opamiętania, ciepła kominka palącego się w mroźne wieczory.. Muszę zregenerować siły, aby móc ruszyć na przód. Nie mogę ciągle tkwić w tym samym miejscu naiwnie czekając na jego powrót. Znajomi twierdzą, że powinnam zacząć spotykać się z kimś innym, ale ja nie potrafię udawać, że obchodzi mnie ktoś poza Nim.. Czy ktokolwiek może sprawić, że znowu będę się uśmiechać przechodząc po szkolnym korytarzu i śpiewać piosenki U2 podczas odrabiania koszmarnych zadań z matematyki?”- zasnęła, nie wiedząc, że to właśnie ten wyjazd przewróci cały jej świat do góry nogami.. Słowo „miłość” już niedługo całkowicie zmieni swoje znaczenie.. Czy przetrwa próbę, na którą wystawi ją los w imię tego właśnie uczucia? Czy będzie potrafiła walczyć o swoje szczęście? Czy sprosta wszelkim przeciwnościom, jakie na nią czekają?

                            *  *  *
Prolog napisany.. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. To moje pierwsze opowiadanie w sieci, więc jeśli macie jakieś uwagi, to śmiało piszcie :) Enjoy!